Co wspólnego ma Facebook, poprawność polityczna i BMW M3 oraz M4? Więcej, niż byście przypuszczali…
Świat dookoła nas się zmienia. Nie trzeba być szczególnym ekspertem czy uczonym, żeby to stwierdzić. Zanim jednak zechcecie wypowiedzieć tuzin powodów, dla których pierwsze zdanie niniejszego felietonu jest prawdziwe, pozwólcie, że o czymś Wam opowiem. Nie tak dawno, podstawą komunikacji międzyludzkiej była zwykła, banalna rozmowa. Gdzieś na przełomie ubiegłego i obecnego tysiąclecia, ekstremalną popularność zyskały telefony komórkowe, z Nokią 3310 na czele. Pomimo jednak, że zaczęliśmy gadać do niewielkich, plastikowych pudełeczek, wciąż nasza komunikacja opierała się na rozmowie. Klikaliśmy coś na klawiaturze, czekaliśmy moment w akompaniamencie pikania, a następnie usłyszeć mogliśmy czyjś głos. Nieco zniekształcony, przyznaję. Lecz komunikacja odbywała się w czasie rzeczywistym. My opowiadaliśmy naszemu pudełeczku co nas trapi, a ono głosem demona spod ziemi, reagowało na nasze troski. Niekiedy także, zmieniając temat, gdy ten stawał się odrobinę niewygodny.
Od tamtego momentu, minęło dwadzieścia parę lat. I z pewną dozą przykrości zmuszony jestem stwierdzić, że przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Wszelkie usługi telekomunikacyjne zastąpił nam Messenger. Jednakże pan Zuckerberg, nie stworzył wyłącznie alternatywy wypierającej telefony komórkowe. Jego platforma Facebook, która początkowo przypominała twór na modłę Naszej Klasy, to dziś światowe forum dyskusyjne. Jeżeli macie jakąkolwiek firmę i chcecie ją zareklamować, zapewne swe kroki skierujecie właśnie na fejsa. Jasne, wciąż można tam napotkać mamy wrzucające zdjęcia swoich brzdąców oraz śmieszne filmiki z kotami, lecz prawda jest taka, że fejsbuk stał się dziś wielobranżową platformą umożliwiającą prowadzenie biznesu w internecie, oraz reklamowanie tego istniejącego w świecie rzeczywistym. Wespół z wyszukiwarką Google, fejs tworzy niesamowitą siłę zdolną kreować rzeczywistość. Nie wierzycie?
My opowiadaliśmy naszemu pudełeczku co nas trapi, a ono głosem demona spod ziemi, reagowało na nasze troski.
Nie dalej jak kilka tygodni temu natknąłem się na informację, jakoby Toyota zmieniła nazwę swojego modelu. Jak zapewne wiecie, na horyzoncie pojawiło się nowe, małe, sportowe wozidełko z Kraju Kwitnącej Wiśni – Toyota GR 86. Jej nazwa wzięła się ze skrótu sportowej dywizji Gazoo Racing oraz liczby 86, odnoszącej się do poprzedniczki, czyli Toyoty GT-86. Ta z kolei, inspirowana była Toyotą Corollą AE86 z lat 80-tych. Cały wic polega na tym, że niedawno Toyota postanowiła zmienić imię swego najmłodszego dziecka. Od końca listopada nie jest to już Toyota GR-spacja-86, a GR86. Zniknęła spacja, rozdzielająca dwa człony. Po co u licha? Otóż producent twierdzi, że frazą znacznie częściej wpisywaną w wyszukiwarki, jest GR86 bez spacji. Wpisywanie GR-spacja-86 potrafi w dodatku wypluć wyniki związane wyłącznie z członem GR, bez uwzględnienia 86, bądź też odwrotnie. I żeby była jasność. Mówiąc wyszukiwarki, Japończycy mają na myśli po prostu gugla.
Jak zatem widać, największy producent samochodowy na świecie, technicznie rzecz biorąc, zmienił nazwę swojego modelu. Lecz nie ze względu na obraźliwy jej wydźwięk w jednym z języków świata, tak jak miało to miejsce w przypadku Pajero/Montero na rynkach hiszpańskojęzycznych. Toyota zrobiła to tylko i wyłącznie ze względu na algorytm, jaki Google zaimplementował do swojej wyszukiwarki. Tylko tyle i aż tyle. A to prowadzi do kolejnej konkluzji. Nie tak dawno, Bawarczycy przedstawili światu najnowszą odsłonę BMW M3 oraz M4. I cóż, jest dość kontrowersyjna. Zwłaszcza z twarzy. Jedni powiedzą, że ma to związek z rynkiem chińskim, który obecnie stanowi ogromny potencjał sprzedażowy. Jeszcze inni, że wcale nie jest brzydka, bo nawiązuje do oryginalnych modeli Bawarczyków. Kolejni za to, dostaną epilepsji na samą myśl o jej nerkach. Frustrację zaś, jaka z tego powodu w nich wzbierze, będą musieli gdzieś wyładować. Zapewne, będzie to morze ekskrementów wylane w internecie. Najpewniej, na Facebook’u.
(…) cóż, jest dość kontrowersyjna.
W końcu to na fejsie jest masa stron i grup o tematyce motoryzacyjnej. Nie tylko traktujących o BMW M3 czy BMW M4, lecz generalnie o samochodach. Tam, kolejni dziennikarze będą wrzucać testy, porównania, fotki i artykuły. Ludzie w komentarzach będą pisać jak to obrzydliwa jest nowa Beemka. Inni będą ich kontrować twierdząc, że wcale tak nie jest. Dochodzić będzie do dyskusji, kłótni, gróźb karalnych, przemocy werbalnej, a także niewerbalnej. Ogólnie, pojawi się cała masa różnorodnych zjawisk socjologicznych. I nie liczcie na to, że ktokolwiek zostanie za to ukarany. Zuckerberg teoretycznie wprowadza zasady poprawności politycznej, zaś strony nie zgadzające się z mainstream’owym przekazem banuje lub obcina im zasięgi. Lecz prawda jest taka, że robi tak wtedy, gdy jest mu wygodnie, a działania tego typu współgrają z jego interesem. W końcu sam otwarcie przyznaje się do tego, iż algorytmy fejsa karmią się kłótniami i poróżnieniami społecznymi. Facebook został tak zaprojektowany.
Jeśli coś jest fajne i podoba się wszystkim, wpadnie co najwyżej kilka lajków i komentarz „wow, super”. Jednak jeżeli coś wywołuje skrajne emocje wśród ludzi, ci zaczną je publikować w formie drastycznie brzmiących wypowiedzi. Na kuper koguta, jakie to ohydne! Łajno wiesz, idź do diabła! A ty się chędoż, huncwocie! I tak dalej. Dzięki temu, pod każdym postem z BMW M3 czy M4 znajduje się pokaźna litania komentarzy. Nie ma absolutnie żadnego znaczenia, iż większość z nich dalece odbiega od przyjętych norm kulturalnej wypowiedzi. Algorytmu FB kompletnie nie obchodzi, ile osób z powodu głupich nerek na grill’u, zostało bestialsko zamordowanych. Najważniejsze, aby kipiało w komentarzach, oraz reakcjach i komentarzach pod ów komentarzami. Tym samym, wbrew poprawności politycznej, tak uwielbianej przez Zuckerberg’a, największy rozgłos zyskają wpisy i posty, które generują najwięcej nierówności, podziałów i zjawiska hejtu. A BMW się z choinki nie urwało.
– Na kuper koguta, jakie to ohydne!
– Łajno wiesz, idź do diabła!
– A ty się chędoż, huncwocie!
Marketingowcy odpowiedzialni za BMW M3 i M4 doskonale musieli zdawać sobie sprawę z tego absurdu. A w myśl zasady „nieważne jak o Tobie mówią, ważne żeby mówili”, strzelili w dziesiątkę. Projektując, obiektywnie rzecz biorąc fantastyczny wóz, z cholernie kontrowersyjnym przednim grill’em, wykonali najlepszy zabieg marketingowy w dziejach. O istnieniu nowej Bawarki dowiedzą się ludzie, których nigdy auta nie interesowały. Prezesi firm i właściciele przedsiębiorstw, którzy na fejsie natkną się na posty i wpisy właśnie o BMW M3 czy M4. A to przypomni im o istnieniu bawarskiej marki, w skutek czego przy podejmowaniu decyzji zakupowej, istnieje większa szansa na kupno właśnie beemki, zamiast Audi, Meśka czy Lexusa. A w końcu nie o ilość sprzedanych sztuk w BMW M3 czy M4 chodzi, a o prestiż marki. Te auta istnieją dziś tylko i wyłącznie po to, żeby ściągnąć klientów do salonu, z którego wyjadą dwu litrowym dyszelkiem.
Rzecz jasna, można było iść utartą ścieżką. Pokazać się z jak najlepszej strony, aby wszystkie czasopisma i programy motoryzacyjne aż huczały, jak wspaniała jest nowa eMka na ćwiarę. Problem polega jednak na tym, iż potencjalny klient, którego nowa eMka ma ściągnąć do salonu, takich programów nie ogląda. Czyta za to fejsa, bo tam prowadzi działalność marketingową swojej firmy czy przedsiębiorstwa. A dzięki prawdziwej mowie nienawiści, z którą pozornie Zuckerberg walczy, nowe BMW M3 czy M4 ma ogromną szansę na przebicie się przez algorytm. Fantastyczny sposób na to, ażeby w relatywnie tani sposób, stworzyć kampanię marketingową, która nakręcać się będzie samoistnie. Niemniej jednak, gdyby nie fejs i jego algorytm, ten chwyt spaliłby na panewce. Dlatego, następnym razem gdy spojrzycie na nowe BMW M3 czy tam M4 i dostaniecie torsji, pamiętajcie że wygląda ono w ten sposób tylko dlatego, żeby na fejsbuku zgadzały się cyferki, a z salonu wyjechało kolejne 318d.
Prowadził Mateusz Kania.
Wpis napędzany przez ekipę Moto Z innej Perspektywy | MZiP.
„pamiętajcie że wygląda ono w ten sposób tylko dlatego, żeby na fejsbuku zgadzały się cyferki, a z salonu wyjechało kolejne 318d”
– Amen!