„Prelude idealnie się do tego nadawała, bowiem w tym miejscu Honda posiadała zwyczajnie lukę.„
Gospodarka wolnorynkowa charakteryzuje się mnogością czynników wpływających na możliwość odniesienia potencjalnego sukcesu pojedynczej firmy. Po pierwsze, aby sprzedawać swoje produkty, należy jasno zdefiniować charakter oferty i dopasować ją do potencjalnego klienta. Klienta, którego należy odnaleźć i poznać jego potrzeby oraz wymagania. Rzecz jasna na daną kategorię produktów przypadać może kilka różnych grup społecznych, których wzajemne oczekiwania co do oferty producenta diametralnie będą się różnić. Dlatego warto jest, poza czysto ekonomicznymi zabiegami jak odpowiednia relacja jakości do ceny czy koszta produkcji, dbać o marketing. Odpowiednio skonstruowana kampania marketingowa potrafi zdziałać cuda przyciągając rzesze nowych klientów.
Ten nieco zalatujący szkoleniem dla mikroprzedsiębiorców wstęp nie znalazł się tu bezzasadnie. Bowiem od dziesiątek lat producenci samochodowi zdawali sobie sprawę, że odpowiednio wykreowany image marki, wywołujący pozytywne skojarzenia w klientach potrafi zabezpieczyć ich portfolio oraz utrzymać grupę odbiorców z dala od konkurencji.
Świetnym przykładem jest tutaj Mazda, która ostatnimi laty postawiła na tworzenie wokół swoich wozów pewnego rodzaju mistycznej otoczki. Hasła takie jak Zoom-Zoom, dusza ruchu czy Kodo w pierwszej chwili niewiele mówiące i nie do końca dające się wyjaśnić, mają za zadanie zapaść nam w pamięć i nadać produktom z Hiroszimy wyjątkowości oraz tajemniczości. Co w naturalny sposób pobudza ludzką ciekawość i chęć przekonania się jak to jest jeździć tym całym Kodo. BMW z kolei od zawsze stawiało na sportowe emocje i ich popisowe hasło – Radość z Jazdy. W prosty, wręcz banalny sposób reaguje to z naszymi pierwotnymi i dziecięcymi instynktami. Instynktami, których na szczęście nie udaje się nam wyzbyć aż do późnych lat starości. To dlatego Beemki trafiają tak dobrze do swojej grupy odbiorców. Kierowców aktywnych, pragnących czerpać emocje z samego faktu prowadzenia auta. Ale co jeśli producent postrzegany jest już przez pryzmat zwykłych, nudnych i do bólu rozsądnych wozidełek?
Honda pod koniec lat 70-tych znana była z dwóch rzeczy. Praktyczności oraz fenomenalnego stosunku niezawodności do ceny. Pomijając takie ciekawostki jak S800 z lat 60-tych, w ofercie tego japońskiego producenta próżno było szukać bryki z pazurem. Królowały rodzinne autka pokroju Civica czy Accorda, co do których nikt nie miał wątpliwości, że to rozsądne wozy. Ale Honda potrzebowała czegoś więcej. Potrzebowała pobudzić emocje u klientów. Niezbędne było wywołanie u odbiorcy uczucia w stylu „chcę kupić Hondę, bo mi się podoba, bo jest ciekawa i ma to coś”. Tą potrzebę zaspokoić miała właśnie Honda Prelude, która po raz pierwszy światło dzienne ujrzała w 1978 roku. I w pewnym sensie dzięki niej, Hondzie udało się zerwać z łatką nudnego wozu dla opiekunki do dziecka.
Prelude nie była autem praktycznym, nudnym ani rodzinnym.
Kipiała nowoczesną technologią i emanowała luksusem na miarę nowego dziesięciolecia. Modne w tamtym czasie, kwadratowe i ostre linie sportowego auta GT. Poprzecznie ustawione silniki. W końcu napęd na przód. To kierunek, w którym dopiero producenci zaczynali podążać.
Z każdą kolejną generacją Prelude stawała się co raz bardziej zaawansowana technologicznie. Elektroniczne zegary, system czterech kół skrętnych czy słynny system VTEC to wizytówka ówczesnej Hondy. Jak na show car’a przystało, Prelude otrzymywała bajer za bajerem. Problem jednak polegał na tym, że ludzie zaczęli poszukiwać czegoś trochę innego. Nie brakowało jej charakteru. Z każdą kolejną odsłoną stawała się odrobinę bardziej sportowa, przesuwając target na co raz to młodszych odbiorców, szukających emocji i wrażeń z jazdy.
Trzecia jej generacja nazywana była nawet baby-NSX, z uwagi na ewidentne nawiązania do pierwszego super samochodu Hondy. No właśnie. Kolejnego show car’a. I to na nim skupiła się cała uwaga fanów Hondy. Fanów, których prawdopodobnie nie byłoby gdyby nie Prelude. Jednak pod koniec lat 90-tych Honda musiała skupić swoje środki i uwagę na co raz szerszej gamie aut sportowych. NSX, CRX, Civic Type-R, a w końcu Integra Type R czy S2000. To całkiem niezła oferta dla petrolhead’a, jednak można się w niej nieco pogubić.
Dlatego nic dziwnego, że Prelude z generacji na generację spadała sprzedaż. I widzę tutaj mały błąd Hondy.
Bowiem w momencie, w którym klienci dostali szeroką gamę nastawioną na sport, od małych hot-hatch’y, przez fenomenalnego roadster’a na super samochodzie kończąc, Prelude powinna wrócić do korzeni. Powinna dostać tylny napęd, silnik z sześcioma cylindrami i podążyć drogą prawdziwego auta typu GT. Takiego NSX’a dla ludzi, którzy niekoniecznie chcą co weekend szaleć na torze, ale wciąż marzą o sportowym aucie na co dzień z Japonii. Prelude idealnie się do tego nadawała, bowiem w tym miejscu Honda posiadała zwyczajnie lukę.
CRX czy Civic Type-R to były małe hot hatch’e. Integra Type-R to również hot Hatch, tylko z nadwoziem dwudrzwiowego sedana. NSX to auto czysto sportowe, a poza tym horrendalnie drogie, zaś S2000 to typowy roadster. Mam wrażenie, że w tym całym nawale sportu, emanacji wysokich obrotów i lekkości, zabrakło Hondzie odwagi do wejścia w świat premium. I zdaję sobie sprawę z istnienia marki Acura, lecz ja mam na myśli coś odrobinę innego.
Co za dużo, to nie zdrowo. Na przykład taki kanibalizm.
Raczej żaden klient nie wypowie słów „o nie, nie podoba mi się ta marka, mają za dużo sportowych wozów”. Jednak prawda jest taka, że nowe auta kupują najczęściej ludzie w wieku 40+. Którzy nawet jeśli w młodości szaleli za CRX’em, dziś chcą czegoś odrobinę wygodniejszego. I o ile nie odbiło im na punkcie mamuśkowatych SUV’ów czy do bólu poprawnych kombi, wciąż będą chcieli coś stylowego, co przykuwa uwagę. Warto również pamiętać, że nie wszystkich stać na auta klasy premium pokroju Porsche czy Mercedesa.
Nie wszyscy chcą się aż tak obnosić ze swoim majątkiem. I tutaj upatruję szansę dla Prelude. Jako tańszego i odrobinę mniej pretensjonalnego odpowiednika luksusowego auta typu GT. I nawet, jeżeli Honda uparłaby się na pozostanie przy napędzie na przednią ośkę, oraz technologii silników VTEC, odpowiednia otoczka wyjątkowości i stylu prawdziwego Gran Tourismo dla ludu powinna załatwić sprawę. Tej otoczki niestety zabrakło, a Prelude stała się ofiarą kanibalizmu wewnątrz własnego koncernu.
Prowadził Mateusz Kania.
Wpis napędzany przez ekipę Moto Z innej Perspektywy | MZiP.
Źródło zdjęć: Wheelsage
Garaż Hondy