„Cała ta historia daje dużo do myślenia. Albowiem zaledwie osiem lat później, w 2005 r. na rynek wprowadzona została piąta generacja Mustanga.”
Zapewne słyszeliście już sformułowanie „lepsze wrogiem dobrego”. Powtarzane jest zawsze przez naszych dziadków, gdy staramy się coś poprawić albo ulepszyć. Szczególnie wtedy, gdy nasze poprawki i usprawnienia nie przynoszą pożądanego efektu, niejednokrotnie psując stan wyjściowy danego urządzenia. Świetnym przykładem jest dla mnie próba ingerencji w zawieszenie seryjnego wozu. Bowiem auta zazwyczaj wyjeżdżają z fabryki z budyniem zamiast zawieszenia, w szczególności te sprzed dekady bądź dwóch. I jako samozwańczy mechanik sam niejednokrotnie ulegałem pokusie utwardzenia, zglebienia czy przeprojektowania całego zawieszenia w moim aucie. Rzecz jasna zazwyczaj kończyło się to totalną klapą. Jak przecież mógłbym porównywać się z całym zastępem jajogłowych na etacie w fabryce Subaru czy BMW? Wprawdzie istnieją firmy i zakłady tuningowe, które potrafią ulepszyć fabrykę, jednakże są to wyjątki odbiegające od normy. Zarówno w kwestii jakości swoich usług jak i kubatury wagonu zielonych jaki każą sobie dostarczyć w zamian za wykonanie roboty.
Niejednokrotnie jednak zachodziłem w głowę czemu seryjne wozy są tak mięciutkie i komfortowe.
Czemu producenci nie pomyśleli o tej garstce ludzi, która kupi dwudziestoletni wóz od Niemca i będzie oczekiwała sportowych wrażeń idących w parze z oszałamiającą mocą w okolicach stu pięćdziesięciu koni mechanicznych, wręcz kipiących spod pokrywy silnika. Domyślam się, iż może mieć to drobny związek z preferencjami klientów, którzy decydują się wydać swój wagon pieniędzy. Nie koniecznie na dwie pary sprężyn i amortyzatorów, a całe półtorej tony blachy na kołach. I doskonale przekonał się o tym Ford na przełomie lat 70-tych i 80-tych, próbując poprawić swoje Opus Magnum, czyli Mustanga.
Otóż jak zapewne już niejednokrotnie powtarzałem, w U.S. lata 70-te były okresem kryzysu paliwowego, który bezlitośnie wymordował wszystkie legendy pokroju Mustanga, Chargera, Challengera czy Camaro. Producenci musieli jakoś stawić czoła rosnącym cenom paliw. Klienci zaś, wciąż chcieli kupować auta z jajem i tak zwanym pazurem, co dla wielkiej trójki amerykańskiej zdawało się kompletnie nie do ogarnięcia. Spójrzcie tylko jak wyglądał Mustang pod koniec lat 70-tych i porównajcie sobie go z jego oryginałem. Gwarantuję, że jakikolwiek komentarz z mojej strony jest zbędny.
Niemniej jednak, Ford usilnie chciał podtrzymać markę i logo Mustanga. Toteż wpadł na pomysł ażeby stworzyć całkowicie nowy wóz, bardzo futurystyczny i nowoczesny, a następnie nazwać go Mustang.
Jako że w ówczesnym czasie pojazdy sprzedawane w salonach posiadały aerodynamikę szczególnie kanciastej lodówki tudzież mikrofalówki, goście od białych koszul dostali świra na punkcie aerodynamiki. Na wzór jajka przygotowywali koncepty aut, które przywodziły na myśl ustrojstwo ze Star Trek’a. Docelowo wóz, który zbudowano w 1987r. nie wyglądał jak krzyżówka jajka i statku kosmicznego. Jednakże w porównaniu do pozostałych aut U.S. wciąż pozostawał wybitnie nowoczesny.
Problem jednak polegał na tym, iż w odróżnieniu od klasycznego Mustanga, nowy Mustang posiadał przedni napęd i co najwyżej silnik V6. Gdy tylko prasę obiegła informacja o pomyśle Forda na nową generację, miłośnicy klasycznych pony car’ów wpadli w panikę. Pospieszyli wnet do salonów na prędce wykupując Mustangi. Dodatkowo sam producent zaczął otrzymywać całą masę negatywnego feedback’u dotyczącego nowego design’u Mustanga, co w efekcie przyniosło nie lada zagwozdkę dla decydentów Forda. Postawieni zostali oni przed nie lada problemem, spójrzcie tylko sami. Nowy Mustang był gotowy. Umowa na kooperację w ramach której Mazda na tych samych podzespołach miała sprzedawać MX-6 również podpisana. A więc kasa została utopiona w cały projekt. Cóż było czynić?
Finalnie, Ford zdecydował się na zmianę decyzji. Mustanga zostawił w spokoju, zaś nowy wóz nazwał dość osobliwie „Probe”, a następnie wprowadził do sprzedaży w 1988r. Początkowy sukces sprzedażowy nowego coupe od Forda szybko wygasł i w 1992r. podjął on próbę utrzymania swojego dziecka na powierzchni. Gdy wprowadzenie oszczędnych, wyrafinowanych jednostek Mazdy oraz wizualny lifting niewiele zmienił podjęto ostatnią, desperacką próbę utrzymania auta w ofercie.
Postanowiono wprowadzić Probe 'a do oferty w Europie, Japonii oraz na Antypodach, jednak jak trafnie zgadliście ponownie nie wniosło to zbyt wiele do ogólnego rozrachunku.
Tym samym w 1997r. zaledwie po dziewięciu latach Probe umarł, niechciany przez klientów.
Cała ta historia daje dużo do myślenia. Albowiem zaledwie osiem lat później, w 2005r. na rynek wprowadzona została piąta generacja Mustanga. Ford odrobił lekcję i wyciągnął wnioski z przygody sprzed kilku lat. Mustang Mk5 dostał retro stylizację i otwarcie nawiązywał do swojego oryginału, kusząc tym samym wszystkich miłośników legendy sprzed czterdziestu lat. A Probe? On nigdy już nie powrócił, choć wydawać by się mogło wyprzedzał swoje czasy, dziś niewielu o nim pamięta. Sam nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałem go na ulicach. W odróżnieniu do Mustangów, o które co i rusz potykam się na parkingach.
Cały ten wywód pokazuje jednoznacznie, jak silnie zakorzenione są w nas przywiązania do nazw, marek czy logotypów. Jak mocno kojarzone są one z pierwotnym ich wyrazem i wystarczy, że raz pokochane, już nigdy nie pozostaną zapomniane. Nasze umysły słysząc zbiór literek układających się w słowo „M-U-S-T-A-N-G” usilnie próbują odnosić się do legendy i sukcesu pierwszego Mustanga w historii. Powstaje jedynie pytanie. Czy gdyby Probe w 1988r. jednak został nazwany Mustangiem, to czy jego legenda dotrwałaby do dziś? A może zmieniłaby całkowicie jego charakter i nie mielibyśmy do czynienia z retro stylizowanym Mustangiem, a w pełni nowoczesnym i dzisiejszym wozem na wzór konkurencji.
Jednak, gdyby tak się stało, to śmiem przypuszczać iż ani Camaro ani Challenger nie wstałyby z grobu. Zaś Mustang kompletnie nie wyróżniałby się z tłumu, będąc kolejnym rodzinnym crossover’em. I od razu przypomina mi się nowy pomysł Forda z E-Mach’em. Czy oni doprawdy niczego się nie nauczyli? Czas chyba ponownie wrócić do lat 80-tych i zająć się siostrą bliźniaczką Probe’a. Ponieważ pomimo tych samych korzeni, napisała swoją własną historię w kontekście ówczesnej sytuacji Mazdy.
Prowadził Mateusz Kania.
Wpis napędzany przez ekipę Moto Z innej Perspektywy | MZiP.
Źródło zdjęć: Wheelsage
Garaż Ford’a