Niemcy po przejściu na przedni napęd, niewątpliwie stracili swój główny charakter. Teraz muszą odnaleźć się w nowym świecie. Czy BMW M135i po liftingu im w tym pomoże?
Maszyny tworzone przez Bawarczyków od zawsze wyróżniały się spośród aut konkurencji. Charakterystyczne nastawienie na sport i szeroko pojętą radość z jazdy, to nie tylko puste slogany marketingowe. Beemki w istocie potrafią sprawić, że akt prowadzenia samochodu sprawia masę frajdy z jazdy. Niemniej jednak wśród szeroko pojętych Beemek, BMW serii 1 od zawsze się wyróżniało. To do prawdy niezwykły wóz. I nie chodziło tu o wygląd, silniki czy jakieś bajery elektroniczne. BMW serii 1 jest indywidualistą. Jedynym kompaktem, w którym klienci mogli liczyć na napęd na tylną ośkę. Dzięki temu, nawet jeśli konkurencja oferowała wozy szybsze, mocniejsze i ładniejsze, to do właściciela BMW należały ostatnie słowa. W porządku, wziąłeś mnie na ćwiarę. Wygrałeś. A teraz patrz na to. Potrafisz tak?
Jednakże ta perspektywa zmieniła się diametralnie wraz z nadejściem roku 2019. Pod koniec ubiegłego dziesięciolecia, BMW 1 kodowo zwane F40 postanowiło całkowicie się przebranżowić. A wraz z tym, zmienić swój charakter. Odtąd, jedynka konstruowana jest na platformie, która oferuje wyłącznie napęd na przednią ośkę. A to absolutnie odwraca kota ogonem. Z jej DNA wycięto brutalnie chromosom, odpowiadający za tytułową radość z jazdy. Tym samym, BMW serii 1 przestało się wyróżniać. Stało się kompaktem jak każdy inny Golf czy Focus. Niemcy uparcie jednak twierdzą, że jedynka to wciąż kozak. Ciężko w to uwierzyć, skoro maszyna została pozbawiona swojego najbardziej charakterystycznego elementu. Niemniej jednak, Niemcy to Niemcy. Tak łatwo się nie poddają. Tym samym, BMW serii 1 musi czymś innym udowodnić, że wciąż można ją nazwać mianem Ultimate Driving Machine.
A teraz patrz na to. Potrafisz tak?
Problem jednak polega na tym, że wszystkie twarde argumenty zostały Bawarczykom wytrącone z rąk. Czy raczej z kół, powinienem powiedzieć. Otóż, najmocniejszą odmianą jedynki jest teraz BMW M135i z napędem xDrive. Pod maską siedzi dwulitrowy, czterocylindrowy silnik turbo o mocy 306 koni mechanicznych. Nie ma co ukrywać, to sporo jak na kompakta. Aczkolwiek w kontekście konkurencji, lepiej pasuje stwierdzenie, że do niedawna było to sporo. Dziś tyle mocy to tak zwana druga liga. BMW M135i może konkurować z Audi S3 czy Mercedesem A35 AMG. I właściwie nic poza tym. A jak wiadomo, nad S3 wciąż krąży odmiana RS3. Jeśli z kolei jesteście wyznawcami religii bez Gwiazdy nie ma jazdy, to Stuttgartczycy wciąż oferują odmianę A45 AMG. Tym samym, BMW M135i siedzi wyłącznie na ławce rezerwowych. I żeby chociaż tam odrobinę błyszczało. Niestety. Albowiem ostatnimi czasy na rynku pojawiła się najnowsza odsłona rodzinnego, uniwersalnego, najlepiej sprzedającego się kompakta na świecie.
Volkswagen Golf, bo o nim mowa, stworzył w zasadzie swój własny segment, w którym króluje do dziś. Wszechstronnością, ergonomią, prostotą i utylitarnością kładzie na łopatki niemal każdego. Od dawna sprzedawany był także w swojej hot wersji GTi, ale to wciąż był rodzinny hatchback, polany odrobinką Tabasco. Część z Was powie też pewnie, że ponad wersją GTi istniał także wariant o oznaczeniu „R”. Aczkolwiek daleko było mu do BMW serii 1. Ale to już nieaktualne. Nowy VW Golf R nie dość, że ma więcej mocy od Bawarki, bo aż 320KM, w swojej najnowszej, ósmej odsłonie, wyposażony został także w tryb driftu. Nie żartuję. Sztywniacy zza Odry postanowili zaimplementować w swoim rodzinnym kompakcie Drift Mode, dający więcej frajdy z jazdy za kółkiem, niż może zapewnić najnowsze BMW M135i. Ostatnio jednak, pojawiła się wersja Bawarki po liftingu. Pytanie zatem jest proste. Czy cokolwiek w tej materii zmieni?
BMW M135i x-Drive, po lifcie. Co my tu mamy?
Zacznijmy może od zmian zewnętrznych, bo to w końcu blaszana zbroja jest pierwszym aspektem, jaki rzuca się w oczy. Jeśli jednak boicie się, że BMW M135i rzuci Wam się prosto do oczu, tym razem możecie być spokojni. Wasze oczy są bezpieczne, a Wy możecie z powodzeniem bawić się w Sherlock’a Holmes’a. Sherlock także może być spokojny o swoją posadę, bowiem nie jesteście w stanie mu zagrozić. I tak nic nie znajdziecie. Bawarczycy dodali co prawda kilka oczojebnych kolorów takich jak Salo Paulo Yellow czy Frozen Orange, ale nic poza tym nie zmienili. Jeśli należycie do grupy mężczyzn cierpiących na daltonizm, szanujcie swój czas i wsiądźcie lepiej do środka. Tam proponuję pobawić się w znaną z dzieciństwa grę „znajdź 10 różnic”. Kolejna podpucha. Tu także się wyłożycie. Ponownie, niewiele się zmieniło.
W myśl mądrego przysłowia, nie oceniajmy jednak książki po okładce. To, że na pierwszy rzut oka nie widać zmian, nie znaczy, że diabeł nie tkwi w szczegółach. Skoro jesteśmy już wewnątrz, otwórzmy pokrywę silnika. Może po wciśnięciu gazu odczujecie przypływ świeżej energii? Otóż, pudło. Nic z tego. Ta sama jednostka, ta sama moc, ten sam moment obrotowy. BMW M135i wciąż ma dwulitrową, uturbioną czwórkę, 306 KM i 450 Nm. Dobra, wystarczy tego wodzenia za nos. Zagrajmy w otwarte karty. Jedyna modyfikacja na jaką inżynierowie postanowili się pokusić, to zmiana kąta pochylenia kół przedniej osi. Wahacze mają teraz nowe mocowania. No i podłubali przy sprężynach i amorach. I tak jakby, tyle. A nie, sorry. Jest jeszcze coś. Nowy dźwięk silnika. Rzecz jasna dobiegający do naszych uszu prosto z zestawu audio, za pośrednictwem głośników. Czad.
Z perspektywy Grzegorza.
Jak dla mnie, Niemcy stwierdzili, że BMW M135i nie ma być autem budzącym emocje ani chwili dłużej. Ta wersja pokazuje tylko, że zwyczajnie nie chcę im się przy niej pracować. Tego nie da się inaczej wytłumaczyć. I nie chodzi wbrew pozorom o to, że sam wóz jest zły. Osobiście uważam, że Seria 1 ma najlepsze wnętrze w porównaniu do całej konkurencji. Szczególnie w stosunku do wspomnianego Golfa, w przypadku którego jedyne określenie jakie ciśnie mi się na pióro, to KOSZMAR. Problem jednak w tym, że cała reszta mająca znaczenie, w Golfie R jest lepsza. Ma lepszy silnik, a dzięki Drift Mode układ jezdny Golfa o wiele lepiej pasuje do słów Ultimate Driving Machine. W przeciwieństwie do tego znajdującego się w BMW M135i xDrive.
W porządku, Bawarczycy poprawili nastawy zawieszenia, ale czy to cokolwiek zmienia? Nie wątpię, że od teraz seria 1 będzie lepiej skręcać. Ale chyba nie tego szukamy w tego typu samochodach. Dzisiejsze hot-hatch’e, szczególnie te z napędem na cztery buty, mają wystarczająco przyczepności. Jedyne czego im brakuje to rozrywka, emocje. Przydałby się w BMW M135i system pokroju Drift Mode. W końcu to BMW. Z całą pewnością wywołałby całe pokłady emocji podczas jazdy. Kilka koni więcej także by nie zaszkodziło. Choćby po to, żeby pochwalić się przed kumplem, który właśnie wysiadł z najnowszej eRki. Niestety Niemcy nic takiego nie dali. Tym samym jasno pokazują, że nie stawiają na emocje czy radość z jazdy. Mam wrażenie, że po prostu sobie odpuścili w tym temacie. A nie, chwila, moment. Przecież dostaliśmy teraz lepsze brzmienie silnika… z głośników. Boże, widzisz i nie grzmisz!
Z perspektywy Mateusza.
Nigdy nie byłem przesadnym fanem Beemek. Szanowałem te wozy, rozumiałem czemu ludzie za nimi szaleją, ale personalnie nigdy jakoś szczególnie ich nie kochałem. Za jednym wyjątkiem. BMW serii 1 od zawsze było dla mnie kwintesencją Beemkowatości. Małe, zwinne wozidełko, szczególnie w wersji trzydrzwiowej, które potrafi o wiele więcej, niż wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka. W zasadzie jedyny kompakt, którym mógłbym jeździć. Właśnie z uwagi na tylny napęd. Spójrzcie tylko sami. Jeśli nie musicie dojeżdżać do pracy przez przełęcz Krzyżne, a Wasz dom nie leży w okolicach 5000 m n.p.m. gdzieś głęboko w Himalajach, czteronapędowe wozy nie mają sensu. Dziś niemal wszędzie dojeżdża pług śnieżny i cholerne solanki, które ochoczo sypią chlorkiem sodu i wapnia zaraz po tym, jak spadnie pierwszy płatek śniegu. Czteronapędowe hot hatch’e są skuteczne, to prawda. Ale w zasadzie niepotrzebne.
Przednionapędowe z kolei, mają odwieczny problem z podsterownością. Bez względu na jakkolwiek rewolucyjne rozwiązania zaimplementowane w przednim zawieszeniu. I każdy kto jeździł dwustu konnym GTi czy Focusem ST wie doskonale o czym mówię. Tym bardziej, że mało kto pozostaje na seryjnym pułapie mocy. Dlatego to właśnie BMW serii 1 było idealnym wyborem dla kogoś, kto szuka prawdziwego hot hatch’a. Wozu, którym może jeździć na co dzień, a każda przejażdżka rysuje banana na twarzy tak ogromnego, że przy najbliższej kontroli policja podda Was testom na obecność narkotyków we krwi. Jednak w momencie, w którym BMW M135i zostało wykastrowane z tylnego napędu, po prostu straciło sens. A to, że Niemcy podbili bas silnika w głośnikach? Grześka to bulwersuje ale bądźmy szczerzy. Kogo to obchodzi? Temu autu i tak już nic nie zaszkodzi.
Prowadził Grzegorz Chęciński,
tuningował Mateusz Kania.
Wpis napędzany przez ekipę Moto Z innej Perspektywy | MZiP.
Źródło zdjęć: Wheelsage – Netcarshow
Garaż BMW
Nw czemu ale zastanowiłem się co by było gdyby do tej samej budy serii 1 wsadzony został motor z M-ki np M2 przy zachowaniu przedniego napędu albo x driva. Czy z racji budowy compakta była by tak podsterowna jak „konkurencyjna” rs3 jak sądzicie?