„Opel projektując Calibrę starał się stworzyć sportowe coupe, bowiem początkowo miała ona dostać napęd na tył tak jak Manta”.
Od zarania dziejów auta produkowane były głównie w celach użytkowo praktycznych. Założenie zawsze było takie samo. Przemieścić kilka kilogramów materii ożywionej czy też nieożywionej stąd, tam. W rozsądnym czasie. Początkowo używano konnych zaprzęgów, jednak problem ze zwierzakami jest taki, że wymagają od nas bardzo dużo czasu poświęconego na serwis. Wiecie, te ciągłe odpoczynki zwane stajaniem, pora karmienia czy dostęp do świeżej wody. W dodatku koń na długich trasach nie potrafi przemieszczać się w szczególnie wysokim tempie. Bowiem jeśli wymagamy od niego galopu czy choćby kłusu, po kilku kilometrach wycieńczony wyzionie ducha.
Dlatego właśnie wymyślone zostały samochody, jako alternatywa dla poczciwych wierzchowców. W pierwotnym zamyśle miały skrócić drogę skądś dokądś, zwiększyć możliwości ładunkowe oraz zmniejszyć ilość czasu poświęconego na serwis. Dlatego tak popularne od zawsze było nadwozie kombi. Jednak w zasadzie już na początku narodzin motoryzacji, posiadanie auta samo w sobie stanowiło o swego rodzaju prestiżu społecznym. Dodatkowo, jeżeli nadwozie miało kształt speedster’a czy limuzyny podkreślało ono, że właściciel nie kupił tego wozu do roboty. I to prowadzi nas do nadwozia równie radykalnego, jakim jest czterodrzwiowy sedan.
W latach 80-tych cieszyły się one sporą popularnością. Passaty, Vectry czy Audi 80 miały dodawać klasy i stylu posiadaczowi oraz jasno informować cały świat o zasobności portfela właściciela. Bowiem nie każdy mógł pozwolić sobie na kupno auta dla samego faktu jego posiadania. Dziś to nie do pomyślenia, jednak realia tamtych czasów jasno wskazują na panującą chociażby w USA modę na jeszcze bardziej osobliwe nadwozie jakim jest dwudrzwiowy sedan.
Założenie było dosyć proste. W wieku czterdziestu paru, może pięćdziesięciu lat człowiek miał już odchowane dzieciaki, wykończony dom i dobrą posadę czy też prosperującą firmę. Nie potrzebował już pick up’a, vana czy kombi. Zatem dla podkreślenia swojego statusu kupował auto pokroju Camry Solar’y czy BMW E30 w wersji dwudrzwiowej. Takie auta w istocie oferowały spory przedział ładunkowy i awaryjne miejsca z tyłu, jednak de facto były autami dwuosobowymi. Mimo to ich wygląd nie emanował sportem i emocjami. Raczej stylem i klasą pasującą dojrzałemu odbiorcy niczym brązowe półbuty Gino Rossi.
O wiele ponętniejszym nadwoziem od zawsze było klasyczne Coupe.
To właśnie Coupe jeszcze mocniej kojarzyło się ze sportem, prestiżem i statusem społecznym. Ktoś posiadający wóz o tym rodzaju nadwozia mówił światu jeszcze dobitniej, że w nosie ma jakieś tam walory użytkowe. Liczy się styl, klasa i sportowe wrażenia z jazdy. I to właśnie dlatego całe rzesze młodych ludzi, którzy dopiero co zdali egzamin na prawko marzą o własnym, sportowym coupe. Bo utożsamiane jest ono z odniesionym sukcesem oraz wysokim statusem społecznym. Jednak tu pojawia się problem. Albowiem faktycznymi klientami takich aut w rzeczywistości byli ludzie grubo po czterdziestce, którzy owszem pragnęli kupić auto w stylu coupe, jednak dawno za sobą mieli czasy szaleństw na zakrętach czy ostrych przyspieszeń. To wymuszało na producentach przesunięcie suwaczka charakteru odrobinę w stronę komfortu i wygody. Oddalali się oni tym samym, od emocji i sportowych wrażeń z jazdy.
Podobnie postąpił Opel, który pod koniec lat 80-tych w odpowiedzi na rzeszę japońskich coupe forsujących europejski rynek wprowadził do sprzedaży model Calibra. Klasyczne, dwudrzwiowe nadwozie w stylu coupe. Bardzo innowacyjna jak na ówczesne czasy stylistyka, opływowy, aerodynamiczny kształt i stosunkowo niewielka cena. Te cechy sprawiły, że pojawił się mały konflikt interesu.
Opel projektując Calibrę starał się stworzyć sportowe coupe, bowiem początkowo miała ona dostać napęd na tył tak jak Manta. Finalnie jednak, zastęp księgowych wymusił produkcję auta na bazie Vectry, co ucięło wszelkie czysto sportowe zapędy modelu Calibra. Zamiast sportowego coupe z napędem na tylną ośkę, Niemcy wprowadzili na rynek przednionapędowe, nowoczesne auto typu GT. Komfortowe, przestronne i bogato wyposażone, jednocześnie poskładane z klocków Vectry. I pomimo, że szereg osób podnosi to jako wadę, ja widzę to odrobinę inaczej.
Pamiętajcie do jakiej grupy odbiorców kierowany był ten wóz.
Osoby powyżej czterdziestego czy pięćdziesiątego roku życia mają już swoje przyzwyczajenia, rutyny i zaszłości. Istniała wysoka szansa, że dotychczas jeździli jednym z cywilnych Opli, chociażby poprzednią Vectrą. Zatem ich poranną myślą z pewnością nie są kolejne wyzwania i chęć nauki nowych rzeczy. Przyzwyczaili się do prostoty i układu wszelkiego rodzaju przycisków i przełączników. Dlatego bez względu na to, czy Opel zdecydował się na wrzucenie wewnątrz klocków z Vectry przez księgowych czy też nie, odwalił kawał dobrej roboty pod kątem rozpoznania klienta. Pojawił się jednak, tak jak mówiłem, pewien problem.
Podstawowe wersje Opla Calibra nie były szczególnie drogie. Za to ponętna i seksowna stylistyka kusiły o wiele młodszych odbiorców, tym samym trafiając w ręce ludzi, którzy szukali auta o wiele bardziej sportowego niż Calibra w istocie była. Poszli oni zatem drogą znaną nam wszystkim, czyli wszechobecnego tuningu i podkręcania auta. W obliczu banalnej konstrukcji platformy Vectry było to o wiele prostsze i tańsze aniżeli u konkurencji.
I wydaje mi się, że tak bardzo zatopili się w odmęty modyfikacji, modów i konfiguracji, iż zapomnieli o pewnej wersji, która całkowicie odmieniała charakter Calibry.
Oczekiwania wobec sportowego coupe, których nie sposób była spełnić podstawowa, czy nawet wzmocniona Calibra z V6, zostałyby w stu piętnastu procentach zaspokojone przez wersję Calibra Turbo z napędem 4×4. I zanim zechcecie wejść mi w słowo pozwólcie, że przytoczę Wam konkurencję. W tamtych czasach nie było żadnego, zaznaczam żadnego wozu, który w tym segmencie, za takie pieniądze oferałby uturbione coupe z napędem na cztery buty. Wszelkie egzotyki pokroju Celici GT Four czy Eclipse’a 2.0 Turbo z napędem AWD pomijam. Tak jak wspomniałem to auta egzotyczne, których klienci zwyczajnie się bali. Bądź też nie mogli kupić, gdyż Japończycy niechętnie eksportowali swoje najsmakowitsze kąski poza rodzimą ojczyznę. W szczególności do co raz zieleńszej Europy (prędzej była szansa, że trafią one do U.S.). Jakąkolwiek alternatywą było wyłącznie Audi ze swoim napędem Quattro. Jednak ceny zakupu jak i samego serwisu daleko odbiegały od poziomu jakim charakteryzował się Opel.
I z perspektywy czasu pomimo, że nigdy nie darzyłem szczególną miłością Opli, zaczynam rozumieć fenomen Calibry. I zawsze miałem z nią podobny problem, co większość właścicieli z młodej grupy wiekowej. Podstawowe wersje są za słabe, V6-tki z kolei to komfortowe auta GT więc cóż z tego, że wyglądała fenomenalnie i kosztowała stosunkowo niewielkie pieniądze. Jednakże z dzisiejszego punktu widzenia, z chęcią wersję Turbo z 4×4 bym sobie sprawił. I choć nigdy tego nie zrobię, gdyż moje serducho w kategorii coupe już dawno zostało oddane innej, to doskonale wiem co czują osoby, dla których taka wersja Calibry byłaby spełnieniem ich chłopięcych marzeń.
Prowadził Mateusz Kania.
Wpis napędzany przez ekipę Moto Z innej Perspektywy | MZiP.
Źródło zdjęć: Wheelsage
Garaż Opla