„Lata 80-te to też zakrojone na szeroką skalę eksperymenty z silnikami turbo. W efekcie przyniosły one topową, uturbioną wersję Celici czwartej generacji z napędem na cztery koła.„
Mam nieodparte wrażenie, że Celica jest odrobinę jak kameleon. Bowiem w swojej historii kilkukrotnie zmieniała całkowicie swój image. Zważywszy na to jak łatwo skóra kameleona potrafi przybrać barwy otoczenia w jakim się znajduje, jest to jedno z najbardziej wyjątkowych zwierząt na ziemi. Wpiszcie w Jutuba dowolne filmiki z kameleonami, a zaręczam, iż będziecie osłupiali w jak naturalny sposób, w zasadzie bez wysiłku zwierzę to adaptuje się do otoczenia. Bez względu bowiem na to, czy wybierzemy barwy leśne, piaszczyste czy też kojarzone z wodą, kameleon dobierze tak odcień swojej skóry, abyście za żadne skarby nie mogli wyłowić go z tła. I mam wrażenie, że podobnie było z Celicą. Niestety, to nie do końca był jej atut. Ale po kolei.
Pierwsza generacja trafiła na rynek w 1971r. i na wstępie musiała odnaleźć się w trudnym środowisku.
Świat bowiem od kilku już lat oszalał na punkcie amerykańskich muscle oraz pony carów. Co prawda mała Toyotka nawiązywała do nich stylistycznie, lecz to w zasadzie były jedyne podobieństwa. Dwa lata później wybuchł kryzys paliwowy, do którego z kolei idealnie Celica się zaadaptowała. W okresie, w którym każdy liczył zielone, były problemy z dostępnością ropy, a jej ceny windowały w górę, wielkolitrażowe smoki Jankesów nie do końca miały rację bytu. To właśnie z tego okresu pochodzą wszelakie żarty na temat amerykańskich wozów dotyczące „25KM z litra pojemności”. Amerykanie bowiem uwielbiają V8-ki, więc wpadli na genialny pomysł dławienia silników. Stąd powstawały konstrukcje V8, o pojemnościach nie rzadko przekraczających pięć litrów i mocach pokroju stu koni mechanicznych.
W takich warunkach, zarówno pierwsza, druga jak i trzecia generacja coupe z Japonii doskonale się odnajdywała. Oferowała bowiem stosunkowo niewielkie silniki o bardzo dobrym stosunku mocy do pojemności oraz spalania. Były to wozy nieźle wyposażone, mogące konkurować na rynku światowym nie tylko ceną, lecz także jakością wykonania i trwałością. A to był nie lada atut.
Na początku lat 80-tych z kolei, swoje korzenie miała słynna grupa „B”. Klimaty rajdowe z roku na rok grały co raz to bardziej istotną rolę w rozwoju motoryzacji. Rozpoczął się czas, w którym każdy producent chcący zaistnieć w opinii publicznej, próbował swoich sił w zmaganiach rajdów WRC. Takiej okazji nie mogła przeoczyć również Toyota. Jako że w kuluarach mówiło się o napędzie na tylną oś jako przeżytku, zdecydowała się na zmianę charakteru swojej sportowej bryki.
Lata 80-te to też zakrojone na szeroką skalę eksperymenty z silnikami turbo. Te w efekcie przyniosły topową, uturbioną wersję Celici czwartej generacji z napędem na cztery koła.
Podstawowe wersje posiadały z kolei napęd na przednią ośkę. To de facto sprawiło, że z niedużego i stosunkowo niedrogiego auta typu GT, Celic’a stała się nowoczesnym autkiem sportowym.
Ten charakter utrzymywany był w zasadzie aż do przedostatniej, szóstej generacji.
Pod koniec lat 90-tych arena rajdów WRC jaką pamiętamy z gier typu Colin McRae Rally, czyli latająca Celica GT-Four, Subaru Impreza czy Lancer Evo, mocno straciła na znaczeniu. Nie chcę tutaj rozwijać historii rajdów, bo od tego jest seria Rajdowych Legend na naszym YT. Dlatego też płynnie przejdę do najczęściej dziś spotykanej, siódmej i ostatniej odsłony Celic’i.
Ona bowiem, po oficjalnym wycofaniu się Toyoty z WRC, z powrotem stała się autem o charakterze GT. Jednak napęd na przednią oś pozostał jej nieodzownym elementem. Początek XXI w. to dla Toyoty trudny okres. Po szczeblach kariery pnie się bowiem Katsuaki Watanabe, poprzedni CEO Toyoty. To on odpowiedzialny jest za sukcesywne wycinanie z oferty marki aut z charakterem i to za jego sprawą, w 2006r. zakończono produkcję również siódmej generacji Celici. Tak, zgadliście, Prius to też jego wymysł. Ale czego innego spodziewać można się było po ekonomiście i księgowym? Wracając do naszej bejbisupry, pomimo ciekawej stylistyki i nienagannego wykonania, ostatnia Celica w zasadzie niczym szczególnym się w świecie motoryzacji nie odznaczyła.
Pomimo mojej osobistej sympatii do jej sylwetki, nie została autem tak kultowym jak jej poprzedniczki. I chyba wiem dlaczego tak się stało.
Toyota bowiem nie miała na nią kompletnie pomysłu. Postąpiła jak tytułowy kameleon. Dlatego też postanowiła ponownie wtopić ją w tłum i jak nakazywała ówczesna moda, pozostać przy zwykłym przednionapędowym coupe. Skądinąd bardziej ukierunkowanym w stronę wozów typu GT, których wtedy było na rynku o wiele więcej. I chyba najwyższa pora przyjrzeć się im bliżej. Bowiem o ile dwadzieścia parę lat temu sportowe coupe z napędem na przednią oś, inspirujące do miana GT dla ludu nie było niczym nadzwyczajnym, o tyle dziś te wozy stają się powoli białymi krukami.
Prowadził Mateusz Kania.
Wpis napędzany przez ekipę Moto Z innej Perspektywy | MZiP.
Źródło zdjęć: Wheelsage
Garaż Toyoty