Trafia Was szlag na myśl o wszędobylskich pyłkach, skutecznie oblepiających Wasze oczko w głowie? Nismo ma na to radę!
Gdy przychodzi okres jesienno zimowy w Polsce, na drogach zalegają hałdy piasku, błota i syfu. Do dziś nie jestem w stanie pojąć, kto był na tyle genialny i wpadł na pomysł sypania solą i piachem, gdy tylko spadnie odrobina śniegu. Cała ta walka ze śliskością drogową powoduje wyłącznie degradację naszych wozów oraz ulic. Nie przynosi ona absolutnie żadnych korzyści, poza dziurami w jezdni, błotnikach i podłużnicach. W dodatku, ogranicza możliwości trenowania umiejętności z zakresu prowadzenia auta w kontrolowanym poślizgu. Zarówno firmy wykonawcze działające w branży drogowej jak i blacharze zacierają ręce, mnie jednak wcale do śmiechu nie jest. Aczkolwiek, przechadzając się pośród zaparkowanych aut, jakiś czas temu zacząłem dostrzegać pewną prawidłowość. Niemal każda świeża gablota, pomimo walających się dookoła ton błota i solanki, zachowuje nieskazitelną czystość nadwozia. Z kolei każdy starszy wóz, bez względu na markę czy model, oblepiony jest zabójczą mieszaniną kwasów korozjogennych. Musi być tu jakiś haczyk.
Tylko, że to nie takie proste. W końcu nie każdy właściciel nowego auta aplikuje nań powłokę ceramiczną. Wręcz przeciwnie. Zazwyczaj takie pojazdy są leasingowane, a to właśnie kierowcy starszych wozów, regularnie i z namaszczeniem nakładają woski, zabezpieczenia antykorozyjne, a nawet wyżej wspomnianą ceramikę. Nie ma to jednak wyraźnego wpływu na stan nadwozia czy podwozia. Jedyną prawidłowością, jaką można dostrzec w tym stanie rzeczy jest fakt, iż nowe auta po prostu są czyste, bo są nowe. Stare za to, trochę już w życiu przeszły, więc są brudne. Im starsze, tym brudniejsze. A to z kolei, ma poważny wpływ na ich stan techniczny. W końcu, im starszy wóz, tym więcej elementów ulega zużyciu. Istnieje zatem większe prawdopodobieństwo wystąpienia awarii czy usterki w starszym wozie, niż w nowszym. Przynajmniej w teorii. Co prawda, nowsze konstrukcje nie grzeszą bezawaryjnością, niemniej jednak, z zasady psuć się powinny rzadziej.
Co prawda, nowsze konstrukcje nie grzeszą bezawaryjnością, niemniej jednak, z zasady psuć się powinny rzadziej.
Dlatego jestem przekonany, że gdy tylko mój wóz pokrywa się warstwą brudu drogowego, ryzyko wystąpienia awarii drastycznie wzrasta. Wszędobylskie zacieki, syf, czarno szary osad i piach po prostu zwiększają szansę na ewentualne problemy. Gdy jest brudny, oczywistym staje się fakt, że jest już na tyle stary i zaniedbany, iż za chwilę po prostu się rozleci. Niestety, raczej nie sposób z tym prawem fizyki w jakikolwiek sposób walczyć. Podobnie jak z grawitacją czy pierwszą zasadą dynamiki. Można tym samym sformułować prawo, które za chwilę udowodnię za pomocą powszechnie uznawanych metod naukowych. Jak nowe to czyste, a jak stare to brudne. I się psuje. Na szczęście, nie jestem odosobniony w takim postrzeganiu rzeczywistości. Podobne przemyślenia nurtują Japończyków. Okazuje się, że Nissan postanowił nawet coś na ten problem poradzić. Zaprzągł do pracy swoją sportową dywizję i pod koniec 2020 roku dał możliwość właścicielom kultowych Skyline’ów R32, R33 oraz R34, wykonania zabiegu odmładzania.
Cała akcja nosi nazwę Nismo Heritage program, w ramach której chłopaki z Nismo odbierają Waszą Niebiańską linię. Następnie, w zależności od zamówionego zakresu oraz potrzeb, rozbierają wóz do gołej śrubki. Nadwozie poddawane jest piaskowaniu i lakierowaniu, silnik czy zawieszenie rozkręcane są na czynniki pierwsze i skrupulatnie restaurowane. Jeśli jeden z poprzednich właścicieli okazał się być niesłychaną flufą, także wnętrze może zostać odnowione. Co prawda, przy pomocy materiałów stosowanych w obecnej generacji GT-R’a, lecz to akurat tym wozom wyjdzie wyłącznie na dobre. Dodatkowo, spece z Nismo przyglądają się także pozostałym układom. Jeżeli zaistnieje taka potrzeba, mogą Wam także od nowa położyć wiązki elektryczne, czy zregenerować układ hamulcowy. Całość później jest składana, a Wy możecie wyjechać starym Skyline’m, który łamie prawa fizyki. Wciąż bowiem jest stary, lecz teraz czysty i bezawaryjny.
Jak nowe to czyste, a jak stare to brudne. I się psuje.
Jedyną wadą całego procesu jest jego cena. Rzecz jasna, zależy ona od modelu oraz zakresu przeprowadzonych zabiegów. Zaczyna się jednak, od zawrotnych 400 000 dolców (!). To całkiem sporo zwłaszcza, że mówimy de facto o zabiegu gruntownego czyszczenia. Bez względu na to, czy chłopaki z Nismo zajmują się karoserią, silnikiem, zawieszeniem czy hamulcami, ich hasło przewodnie brzmi „rozbierz i wyczyść”. Każdy element najpierw jest wyodrębniany z poskręcanej całości, dokładnie myty i oczyszczany. Dopiero później następuje ocena, czy ów podzespół wymaga wymiany, czy może wystarczyło jego dokładne umycie. Wnioski nasuwają się zatem dwa. Po pierwsze, wymyślona przeze mnie hipoteza, dzięki inżynierom z Nismo, właśnie uzyskała status potwierdzonej, udowodnionej teorii naukowej. Zatem, ażeby dobrze to wybrzmiało. Jak nowy, to czysty. Jak stary, to brudny. To z kolei, prowadzi do drugiego wniosku. Jeżeli chcecie bezawaryjnie tłuc kolejne kilometry, po prostu regularnie myjcie swoje cztery kółka. Na dole rzecz jasna, też.
Prowadził Mateusz Kania.
Wpis napędzany przez ekipę Moto Z innej Perspektywy | MZiP.
Źródło zdjęć: Wheelsage
Garaż Nissana