Nissan Z

Nissan Z – ukryty przekaz niosący przesłanie. Manifest.

Wystarczy pierwszy rzut oka na nowe dziecko Japończyków aby dostrzec, iż Nissan Z to nie przypadkowy zlepek części i śrubek.

Sposób projektowania samochodów ostatnimi czasy uległ drastycznej zmianie. I nie mówię tu o kilku latach wstecz, a raczej dwóch dekadach z okładem. Jeszcze w latach 80-tych czy 90-tych, królowały nurty przyszłościowe. Odwołujące się do produkcji sci-fi, traktujących o dalekiej przyszłości konstrukcje, przywodziły na myśl latające maszyny z 2100 roku. Jednak w 2021 roku okazuje się, że przyszłość wcale nie rysuje się w zachęcających barwach. Przemiany jakie zachodzą na rynku motoryzacyjnym utwierdzają co raz większą liczbę osób w poczuciu, iż kiedyś rzeczywiście było lepiej. Postępująca unifikacja modeli a nawet marek oraz łączenie się koncernów w imię cięcia kosztów sprawiają, że przeciętny konsument czuje się odrobinę zagubiony. To czym ja w końcu jeżdżę? Czy to jeszcze Mazda czy już Toyota? Czy Skoda ma właściwie jakiekolwiek części Skody? A może to już wyłącznie Golf ze zmienionym znaczkiem?

Nie mam pretensji do producentów o takie zabiegi. Od zarania dziejów firmy łączyły się, aby wspólnie sprostać zarówno oczekiwaniom klientów, jak i wymogom stawianym przez ustawodawcę. Niemniej jednak, prawdziwymi rodzynkami są dziś konstrukcje, które utrzymują swoje własne, nienaruszone DNA. Producenci tworząc swoje wielkoseryjne modele, muszą się przecież jakoś wyróżnić na rynku. I nie jest tajemnicą, że w głównej mierze, ich najbardziej rozpoznawalne produkty kupuje pewna zamknięta, lojalna grupa odbiorców. Tak samo sprawa ma się z naszym dzisiejszym bohaterem. Nissan Z, skądinąd wywodzący się od Datsun’a, na niektórych rynkach noszący nazwę Fairlady Z, to sztampowy przykład udanego, przemyślanego retro-styling’u. Pamiętacie, co zrobił Ford z Mustangiem, BMW z Mini Cooper’em czy Fiat z 500-tką? Cóż, Japończycy postanowili pójść dokładnie tą samą drogą.

Nissan Z

Nissan Z

Albowiem prostota, jest najpiękniejsza.


Pierwszym, na co zwraca uwagę niemal każdy konsument zastanawiający się nad kupnem jakiegoś produktu, jest jego wygląd. Zwłaszcza, jeśli mowa tu o samochodach, które przecież są dość drogie w porównaniu na przykład do szczoteczek do zębów. Chcemy, aby wóz nie tylko podobał się nam. Powinien robić odpowiednie wrażenie na naszych sąsiadach, rodzinie, znajomych, a także osobnikach płci przeciwnej. W pojazdach można znaleźć setki, tysiące pomysłów, nurtów czy stylów projektowych. Jednak żadne nie działają tak doskonale, jak zasada Złotego Podziału. I nie piszę o niej przypadkowo. Nowy Nissan Z został zaprojektowany właśnie wedle tego konceptu. Jest on obecny niemal we wszystkich, najznamienitszych dziełach sztuki. Najwybitniejsi architekci także korzystali z zasady Złotego Podziału podczas projektowania niemal wszystkich najświetniejszych budowli czy konstrukcji. I w obu przypadkach używam słowa niemal, wyłącznie z ostrożności.

Nissan Z

Ów Zasada ma swoje korzenie w Matce Naturze. Mówi ona o złotych proporcjach, które przypisać możemy do kształtu liści, drzew, zwierząt, a nawet ciała człowieka. Naturalne, nieskazitelne piękno, którego kształt jest niezwykle miły dla oka. Skoro sama natura nam podpowiada, jakimi regułami kieruje się podczas tworzenia, grzechem byłoby z nich nie skorzystać. Dlatego Nissan Z został zaprojektowany właśnie według matematycznego konceptu, znanego pod nazwą Złoty Podział, tudzież Złote Proporcje. Dzięki temu, sylwetka nadwozia, proporcje wysokości, długości oraz szerokości, rozstaw osi czy oddalenie od siebie poszczególnych elementów, sprawiają wrażenie czystych i nienaruszonych. Zwróćcie uwagę, jak niewiele nowa Zetka posiada przetłoczeń i wybrzuszeń. Niezwykłe, biorąc pod uwagę nowoczesne, dziwaczne linie nadwozia dzisiejszych samochodów. Dzięki temu, iż nie zdecydowano się na tego typu zabiegi stylistyczne, całość sprawia wrażenie spójności, równowagi i niezaburzonego piękna.

Nissan Z

Taki sam, tylko że inny.


Prawdę mówiąc, jedyne miejsce, burzące tę nieskazitelną linię Zetki, dostrzegam na pokrywie silnika. Gdy przyjrzycie się zdjęciom, dostrzeżecie charakterystyczne wybrzuszenie po środku. Nissan Z otrzymał je, rzecz jasna, nie przypadkowo. Zarówno ono, jak i kwadratowy grill oraz kształt reflektorów, korespondują z pierwszym Fairlady Z z 1969 roku. Jest to naturalne i najbardziej oczywiste nawiązanie do pierwowzoru. Zabieg bliźniaczy z tym, na który Ford zdecydował się projektując przedni grill czy tylne lampy Mustanga piątej generacji. Wprost nawiązywały one do pierwszej, kultowej, najbardziej pożądanej wersji Kucyka. Gra na emocjach, nostalgii i tęsknocie klientów do dawnych czasów, to trik stary jak świat. Tęsknią oni bowiem za czasami, gdy byli młodzi, silni i przeżywali swoje najpiękniejsze chwile. Całe życie było przed nimi, a dziś pozostaje im już jedynie wspominać, jak to kiedyś było wspaniale.

Nissan Z

Niemniej jednak, odwołania do przeszłości, nie są niczym złym. Pozwalają pobudzić wspomnienia, które z kolei wywołują emocje. A nie ma chyba nic piękniejszego na świecie, niż właśnie ludzkie emocje. Dlatego, całego efektu dopełniają znaczki „Z” na słupkach C, które utwierdzają nas w przekonaniu, iż patrzymy na nowoczesną inkarnację oryginalnego Fairlady Z z końcówki lat 60-tych. Jest to o tyle istotne, iż sami Japończycy są osobami bardzo zakorzenionymi w swojej kulturze oraz tradycji. A z czym przeciętnemu Jankesowi kojarzy się Kraj Kwitnącej Wiśni najbardziej? Jeśli pominiemy RB26DETT, Godzillę i Sushi, zostanie nam w zasadzie tylko jedna, charakterystyczna rzecz, endemiczna dla tej części świata. Oryginalna, tradycyjna, wykuwana w magicznym ogniu, Samurajska Katana. Jej kształt, zarówno ostrza jak i rękojeści, jest nie do podrobienia.

Nissan Z

Dlatego właśnie, Nissan Z zaopatrzony został aż w dwa Samurajskie Miecze.

Gdy spojrzycie na nową Zetkę z boku, elementami w głównej mierze wyróżniającymi się na tle całokształtu, są srebrne listwy biegnące od dachu, aż do pokrywy bagażnika. Nie trzeba być wybitnym Japonistą, aby dostrzec w nich kształt ostrza broni Samurajów. Mamy zatem, bezpośrednie odwołanie do dawnej, tradycyjnej kultury japońskiej. Jednak to nie koniec. Mniej oczywistym odwołaniem do Katany, jest także wzór obręczy kół. Tak przynajmniej twierdzi sam Nissan, choć ja tego dostrzec nie potrafię. Niemniej jednak, to dopiero początek easter egg’ów, w które Nissan Z został zaopatrzony. Pozostając w okolicach linii okien, dostrzec możemy malutkie, trójkątne okienka, zaraz za główną szybą drzwi. Nie mam absolutnie żadnego pojęcia, w jakim celu ów plasterki szyby zostały tam zamontowane. W zasadzie jedyną funkcję jaką pełnią, to ponownie wizualna poprawa stylistyki, dopełniająca kształtu dużym, bocznym szybom. Jednak jest jeszcze coś.


Która generacja Zetki była najlepsza? Cóż, to zależy…


Ów mikroskopijne, niesłużące nikomu ani niczemu fragmenty stopionego piasku, stanowią kolejne odwołanie do duchów przeszłości. Tym razem jednak, Nissan Z przypomina nam o swoim bezpośrednim poprzedniku, czyli 370Z. Cóż, nie każdemu musi podobać się oryginalny, przedwojenny projekt klasyka. Niektórzy, swoją przygodę z linią Z zaczęli od 350-tki lub 370-tki. Miło ze strony Nissan’a. Mam wrażenie, że to takie mrugnięcie okiem dla tych, którzy zakochali się w nowych interpretacjach Zetek. Idźmy jednak dalej, bowiem istnieją także osoby, dla których najciekawszym wcieleniem linii Z, były modele Z31 oraz Z32, szerzej znane jako Nissan 300ZX. Pamiętacie film Kiler? Czarek, który dziś robi karierę jako wędrowny sprzedawca luster namawiający na pakt z diabłem, niegdyś woził się właśnie ZX’em. Lecz nie ze względu na pazury, 300ZX jest tak wyjątkowy.

Po prawdzie, spośród całej linii Z, 300ZX ów pazura ma najmniej. Zbudowany był bowiem jako ultra nowoczesny i niesamowicie wypasiony Gran Tourer. Zupełnie inaczej, niż pozostałe generacje. Był to jednak, pewnego rodzaju krok milowy w rozwoju Nissan’a. Japończycy dzięki niemu zrozumieli, że kluczem do linii Z nie jest zaawansowana technologia czy komfort, a prosta, brutalna, wręcz prostacka radość z jazdy. Mimo to, 300ZX był w swojej wyjątkowości unikatowy. Dlatego, nowy Nissan Z otrzymał pewien mix. Tylna blenda wraz z lampami jest przeniesiona niemal toćka w toćkę z trzy-setki. Z kolei zaokrąglony, jajowaty kształt tyłeczka Zetki, to ponowny ukłon w stronę 370Z, a zarazem 350Z. Albowiem to właśnie 350-tka, jako pierwsza wprowadziła zaokrąglony, seksowny tyłeczek do całej linii Z. Była także kolejnym kamieniem milowym, mającym wpływ na dalszy kierunek rozwoju całej serii.

Nissan Z

Nissan Z

Tylko dla posiadaczy „wiedźmińskich zmysłów”.


Pierwsza generacja Z była autem do bólu prostym. Skoncentrowana na kierowcy i jego odczuciach, sportowa fura dla ludu. Z biegiem czasu, oraz zmianą kolejnych generacji, Zetki stawały się co raz lepiej wyposażone i wykończone. Dostawały kolejne pozycje w cenniku z kategorii „komfort i wygoda”. Jak wiadomo, wszystko co jest sterowane elektrycznie, musi ważyć. A masa, skutecznie zabija radość z jazdy. Gdy w 2003 roku na świat przyszedł Nissan Z 33, czyli poczciwa 350-tka, świat na jej punkcie oszalał. W porządku, może nie cały świat, lecz ten gustujący w burgerach i wolnossących V8-kach, z pewnością. Musicie bowiem wiedzieć, że na poprzednika, mocno narzekano. Mówiono, iż zatracił pierwotną prostotę i sportowe geny, na rzecz poprawy komfortu i wyposażenia. 350Z z kolei, to powrót do korzeni i wypracowanie swego rodzaju kompromisu.

Otóż, 350-tka była autem na tyle dojrzałym, że wciąż pozwalała na względnie wygodne podróże na długich trasach. Dostępna była z automatyczną skrzynią i w wersjach, w których zawieszenie nie sprawiało, że plomby wypadały na samą myśl o leżących policjantach. Jednocześnie, oferowała niesamowity stosunek ceny do osiągów. Bardzo szybko okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Dziś, niemal każdy linię Z kojarzy właśnie z jajowatym nadwoziem, którego prekursorem jest 350Z. 300ZX niejednokrotnie nie jest brany pod uwagę, a ludzie myślą, że to zupełnie inny model. I na tego typu problemy, Japończycy także znaleźli rozwiązanie. Albowiem, gdy przyjdzie Wam zrobić przegląd czy też zaliczyć okresowe badanie techniczne, a Wasz diagnosta lub mechanik będzie się zastanawiał, czym ten wynalazek z automatyczną skrzynią biegów u licha jest, jego wątpliwości w mig zostaną rozwiane.

Detal, niemal niewidoczny dla przeciętnego użytkownika… a jednak sprawia, że robi mi się cieplej na serduchu.

Okazuje się bowiem, że na obudowie automatycznej, dziewięciobiegowej skrzyni, umieszczono znaczek „Z”. Można go dostrzec jedynie z kanału tudzież z pozycji, w której Wasz Nissan Z wisi na podnośniku. Dzięki temu, Wasz diagnosta czy mechanik, nie będzie musiał dłużej żyć w niepewności. O ile, jakimś cudem, jeszcze nie zdążył spostrzec, z czym ma do czynienia. Lecz na tym nie koniec. Jeśli lubicie dbać o swoje cztery kółka, pewnie niejednokrotnie zdarzyło Wam się myć szyby. Jeśli z kolei „uwielbiacie” wykonywać tę czynność równie mocno jak ja, zapewne docieracie okna po piętnaście razy. Nie ma co ukrywać. Zawsze, absolutnie zawsze zostają jakieś smugi i niedociągnięcia. Pozbycie się ich w stu procentach, wymaga od nas spojrzenia na powód naszej udręki pod każdym możliwym kątem. Jednak projektanci Nissan’a, także dla wybitnie radykalnych pedantów, przygotowali swego rodzaju nagrodę.

Nissan Z

Otóż na tylnej szybie umieszczono maciupeńką frazę „Since 1969”. Wyśmienity easter egg, odwołujący się do roku, w którym pierwszy Nissan z linii Z w historii, ujrzał światło dzienne. Na szczęście, aby dostrzec kolejną ciekawostkę, nie musicie bawić się w auto detailer’a, ani wymieniać oleju. Ba, nie potrzebujecie przebywać nawet w okolicy swojego auta. Mowa rzecz jasna o wyjątkowo oczojebnym, żółciutkim niczym Kurczak Wielkanocny kolorku, który dostrzec można nawet z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, zawieszonej 408 km nad powierzchnią ziemi. Będąc z Wami szczerym, pierwszym znakiem obecności gatunku homo sapiens na Ziemi, jaki odbiorą kosmici, nie będą wcale fale radiowe, wyemitowane dziesiątki lat temu. Będzie to właśnie odbicie promieni świetlnych od ów fenomenalnego kolorku, w jaki pomalowany został Nissan Z.


Nissan Z

Sore wa watashitachi ni totte meiyodesu. To dla nas zaszczyt.


Jeśli jednak obawiacie się, że ów sygnał istnienia cywilizacji ziemskiej zostanie wysłany dopiero wkrótce, pragnę Was uspokoić. Ów charakterystyczny kolorek swe korzenie ma w pierwszych Fairlady Z. Jego oryginalna nazwa brzmi Ikazuchi Yellow. Z japońskiego Ikazuchi oznacza grzmot, zaś jego wybór należał do pana Yutaka Katayama. Ów człowiek odpowiedzialny był w latach 70-tych za ekspansję Nissan’a na rynku amerykańskim. Często nazywany jest także ojcem całej linii Z. Zdecydował się na taki odcień, gdyż w jego mniemaniu perfekcyjnie kontrastował on z błękitem nieba. Przepiękne oddanie honoru dla człowieka, bez którego prawdopodobnie żaden Nissan z linii Z, nie ujrzałby światła dziennego na tak szeroką skalę, a co ważniejsze, bez którego nigdy nie nawiązalibyśmy kontaktu z obcą cywilizacją. Czyż to nie romantyczne?

Na tym wciąż jednak, nie kończą się nawiązania do historii czy spuścizny Pana Yutaka. Wnętrze także odzwierciedla oryginalny zamysł projektu auta, skupionego w głównej mierze na kierowcy. Nowy Nissan Z otrzymał horyzontalny układ deski rozdzielczej z przejrzystą, prostą konsolą. Umieszczono na niej co prawda tablet, który średnio koresponduje z tradycją, lecz cała reszta jak najbardziej zgadza się z poprzednimi modelami Zetek. Nie zabrakło także trzech wskaźników w centralnym miejscu deski, które obecne są od samego początku istnienia linii Z. Nawet ekran przed kierowcą (tfu!), który zastępuje analogowe wskazówki, kryje w sobie coś wyjątkowego. Jak na prawdziwego sportowca przystało, centralnie umieszczony został obrotomierz. Po bokach informuje nas także o temperaturze i ciśnieniu oleju, temperaturze cieczy chłodzącej czy oleju w dyfrze, a także o szeregu mniej istotnych parametrów, takich jak prędkość czy spalanie.

Oldschool’owe ciśnienie oleju, zamienione zostało na nowoczesne ciśnienie doładowania. Czyżby Nissan rozwiązał problemy V6-tek ze smarowaniem?


Lecz prawdziwą jego zaletą, jest sam obrotomierz. Czerwone pole zaczyna się idealnie na godzinie dwunastej, czyli pionowo, na samej górze. Zamysł był prosty. Nissan Z to auto dla ludzi, którzy nawet po bułki do sklepu jeżdżą „natchnieni”. Dzięki takiemu zabiegowi, kierowca instynktownie widzi, kiedy należy wrzucić wyższy bieg. Nie musi w tym celu szczególnie się rozpraszać czy odrywać wzroku od drogi. Jest to przydatne zwłaszcza, gdy Nissan Z wybrany zostanie ze standardową, ręczną przekładnią. Inspiracją dla takiego rozwiązania był Pan Tsugio Matsuda. Kierowca wyścigowego Nissan’a GT500, w którym tak ułożony obrotomierz, ułatwia mu pracę w trudnych warunkach panujących w kokpicie prawdziwie sportowej wyścigówki. Konkluzja nasuwa się zatem sama, a przekaz Japończyków jest jasny i klarowny. Nissan Z to prawdziwie sportowy wóz, którego nadrzędnym celem jest dawanie czystej, nieskrępowanej frajdy z prowadzenia auta.

Lecz skoro tak, czy właściwie te wszystkie smaczki są w ogóle potrzebne?


Myślę, że jak najbardziej. Nissan Z jest przepięknym przesłaniem z ukrytym przekazem, wygłoszonym przez Japończyków, skierowanym do świata. Dzięki nim stał się jeżdżącym odwołaniem do historii, dziedzictwa i tradycji, które są tak istotne w kulturze japońskiej. Jasne, sam producent sprzedaje także masę mniej lub bardziej udanych produktów, również we współpracy z miłośnikami bagietek i croissant’ów. Lecz jeśli tworzenie konstrukcji dla mas pozwala generować firmie zyski, a w zamian za nie, oferuje ona produkty takie jak Nissan Z, ciężko mieć o to do kogokolwiek pretensje. W końcu zarówno miłośnicy starych, klasycznych aut sportowych z linii Z, wespół z młodymi, odkrywającymi dopiero miłość do motoryzacji klientami, powinni być zadowoleni. Dostaną oni bowiem piekielnie szybki i świetnie narysowany, sportowy wóz, za który nie trzeba zapłacić równowartości średniej wielkości wsi.

Nissan Z

Nowy Nissan Z to manifest.
Od Japończyków, dla prawdziwych miłośników motoryzacji. Albowiem nawet w tak trudnych dla petrolhead’ów czasach, Nissan nie zostawił ich na pastwę eko-terrorystów.

Nissan Z

Prowadził Mateusz Kania.
Wpis napędzany przez ekipę Moto Z innej Perspektywy | MZiP.

Źródło zdjęć: Wheelsage; Carscoops
Garaż Nissana

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Dużo nowości, wystarczy wybrać.