„Porsche Macan to nie samochodzik miejski pokroju Leaf’a czy 500E. To SUV, a nadrzędnym celem istnienia SUV’a jest uniwersalność. W ten zakres obowiązków wchodzi również wypad na narty do Austrii czy weekend spędzony w Stegnie.”
Ludzi możemy podzielić na kilka kategorii. I zdaję sobie sprawę, że termin kategoryzowania w stosunku do istot żywych zalatuje początkiem lat czterdziestych ubiegłego wieku. Niemniej jednak coś musi być na rzeczy. Tylko spójrzcie. Możemy znaleźć wśród nas osoby, które kompletnie nie przejmują się sytuacją ich otaczającą. Niejednokrotnie wali się i pali im grunt pod nogami, a oni idą przed siebie, bo doskonale wiedzą, że świata nie zbawią. Na drugim biegunie z kolei, wśród nas żyją tacy, którzy przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji udają się do swej świątyni dumania. Konieczna jest w ich przypadku szczegółowa i skrupulatna analiza każdego życiowego kroku. Nawet tak błahego jak wybór środka transportu na wieczorną imprezę.
Jednakże jest jeszcze trzecia, ostatnia grupa ludzi. Są to osobniki, które nie starają się rozkminiać rzeczywistości jaka ich otacza pod kątem zalet i wad danych rozwiązań. Idą tam gdzie zaprowadzi ich intuicja. Wystarczy im przeczucie, szósty zmysł i instynkt. To dosyć osobliwy sposób postrzegania rzeczywistości, przyznaję. Lecz nie sposób odmówić mu skuteczności. Albowiem gdybym miał płynnie przejść ze tego wstępu do motoryzacji, to właśnie do ostatniej grupy przyrównałbym markę Porsche. Od lat 60-tych produkują przecież sportowe maszyny, a zwłaszcza model Porsche 911.
„(…) ilekroć widzę jakiegoś Prosiaka odruchowo kładę się na ziemi i szukam taśmy dwustronnej na oponach czy choćby dozownika z klejem.”
Jasne, zdarzają się w ich gamie inne modele jak 928, które skręcają odrobinę w stronę komfortu. Trafił się nawet taki Boxster oraz późniejszy Cayman, które właściwie nie są samochodami. Nie ma się co oburzać. To sportowe zabawki na tor, nie środek transportu. Niemniej jednak te modele nie różnią się znacząco od popisowego numeru Niemców. Wszystkie one bowiem, czerpią pełnymi garściami z dania głównego, jakim jest 911-tka. Niemal każdy wóz wyjeżdżający ze stajni Porsche był niski, mocny i przyklejony do asfaltu. Do tego stopnia, że ilekroć widzę jakiegoś Prosiaka odruchowo kładę się na ziemi i szukam taśmy dwustronnej na oponach czy choćby dozownika z klejem. Rzecz jasna ani razu nic takiego nie znalazłem, dlatego śmiem twierdzić, iż to musi być sprawka magii.
Wracając jednak z dygresji, w którą się sam odrobinę zapędziłem, trzy zdania wcześniej użyłem sformułowania niemal. Nie przez przypadek. Sytuacja w gamie Porsche zmieniła się bowiem w 2002 roku. Wtedy to na rynek wskoczył wóz, który wywołał efekt mniej więcej taki, jak wrzucenie mentosa do coca-coli. Cóż, w mediach wręcz zakipiało. Informacja o tym, co Porsche stworzyło, nie była w stanie dotrzeć do świadomości klientów.
Wielki, ciężki wóz, z przodem jak ówczesna 911-tka i w dodatku może bez obaw pakować się w teren? Nie, to nie może być Porsche.
A jednak. Czy to się klientom podobało czy nie, na rynek trafił pierwszy SUV legendarnej, niemieckiej marki. Cayenne zaś najwyraźniej się podobało, wbrew powszechnym opiniom, bo nie zrezygnowano z tej odważnej koncepcji. Ba, mało tego, w 2010 roku wprowadzono drugą generację Cayennki, a w 2017 kolejną. Jak widzicie coś musiało być na rzeczy, skoro SUV od Porsche tak dobrze się przyjął. Idąc za ciosem, w 2014 roku Niemcy postanowili wprowadzić kolejnego, tym razem odrobinę mniejszego SUV’a czyli Porsche Macan ‘a. Co prawda nie okazał się on aż takim hitem jak jego starszy brat, niemniej jednak sprzedaż na poziomie sześciuset tysięcy sztuk to wciąż ogromny sukces.
W tym miejscu rzecz jasna, pora nawiązać do wstępu i dygresji o kategoriach. Inaczej mówiąc Porsche posłuchało intuicji. Z dzisiejszego punktu widzenia był to oczywisty i naturalny ruch, ale dwadzieścia lat temu? Wtedy nikomu przez myśl nie przechodziło, że sportowa marka może produkować rodzinne i nudne autka dla opiekunek do dzieci. Analiza wsteczna rynku zawsze okazuje się trafna. A mimo tego konkurencja dopiero od niedawna podąża w ich ślady. Lambo, Aston, Maserati czy Ferrari wciąż jeszcze raczkują w segmencie luksusowych i piekielnie szybkich kombi na szczudłach. Pomimo że dwadzieścia lat temu nabijali się z Niemców i ich ważkich pomysłów.
Będę z Wami szczery, jako prawdziwi maniacy motoryzacji, nie jesteśmy szczególnymi miłośnikami tego typu wozów.
Jednak liczby i fakty mówią same za siebie i nie sposób z nimi dyskutować. SUV to rodzaj wozu, który buduje sprzedaż każdej marki. W tym przypadku, Porsche Macan ma jeszcze jeden, dodatkowy atut. Mówi się, że osiemdziesiąt procent jego właścicieli, to ludzie którzy pierwszy raz w życiu kupili samochód tej marki. Jednym słowem, Niemcy nie tylko zarabiają pękające w szwach worki siana na SUV’ach. Porsche Macan przede wszystkim ściąga nowych klientów do salonu, tym bardziej dziwi fakt, że postanowili pożegnać akurat ten model, który wnosi tak wiele do ich portfolio.
Porsche zaprezentowało właśnie Macan ‘a po drugim lifcie i w kontekście zmian jest o czym opowiadać. Są te oczywiste jak zmienione zderzaki czy przeprojektowane wnętrze, ale to raczej każdy widzi. Ciekawiej robi się pod maską. Tam bowiem dostajemy czterocylindrówkę o pojemności 2.0 i mocy 265 KM. To rzecz jasna wariant, na który zdecyduje się znakomita większość klientów, bo wersja Macan S 2.9 V6 o mocy 380 KM będzie o wiele droższy. Rozsądniej jest go olać i dołożyć do GTS’a, który również ma 2.9 V6 ale już 440KM. Porsche Macan GTS to idealny, złoty środek pomiędzy najsłabszą odmianą 2.0 a modelem Turbo.
Znaczy się dotychczas tak było. Bo teraz, Turbo już nie będzie.
W miejsce najszybszej, najmocniejszej odmiany Macan ‘a zwanej do tej pory Turbo wejdzie jej następca. Zupełnie nowy model, który tak, zgadliście, będzie elektryczny. Zatem taki jest plan Porsche. Koszkę znoszącą złote jajka, pozbawią dostępu do paszy, a w zamian za to podłączą ją pod wysokie napięcie. Z logicznego punktu widzenia to odrobinę pomylony pomysł. Dlaczego spytacie, skoro wszyscy inni również idą w stronę elektryków? Otóż widzicie, cały wic polega na tym, że elektryki są dobre do miasta. Na krótkie dystanse, przy założeniu, że zarówno pod pracą jak i w domu macie dostęp do gniazdka, a najlepiej specjalnej, szybkiej ładowarki. Każdy inny scenariusz jest niestety skazany na porażkę.
To, że właściciele drogich wozów pokroju Porsche mogą pozwolić sobie na własny dom, jest niemal tak oczywiste jak fakt, że całe te zamieszanie z elektrykami to wyłącznie gra polityczna. Niemniej jednak Porsche Macan to nie samochodzik miejski pokroju Leaf’a czy 500E. To SUV, a nadrzędnym celem istnienia SUV’a jest uniwersalność. W ten zakres obowiązków wchodzi również wypad na narty do Austrii czy weekend spędzony w Stegnie. Wiecie co? Byłem ostatnio w Stegnie. I nie widziałem ani jednej szybkiej ładowarki do elektrycznych samochodów. A to komplikuje nieco życie właściciela elektrycznego Porsche. Jednak te wszystkie argumenty o których piszę, są czysto racjonalne i logiczne. Porsche zaś, już raz kierowało się intuicją stającą wbrew wszelkiej logice. I wygrało. Może więc tym razem znowu będą mieli rację? Jeśli tak się stanie, wiem tylko jedno. Biada austriackim, malowniczym kurortom i przybrzeżnym, urokliwym mieścinkom. Wielka szkoda.
Prowadził Grzegorz Chęciński,
tuningował Mateusz Kania.
Wpis napędzany przez ekipę Moto Z innej Perspektywy | MZiP.
Źródło zdjęć: Wheelsage
Garaż Porsche