Corvette

Corvette C8. Europa powinna dziękować. Ale?

Europa winna jest Jankesom podziękowania. Za to, że Chevrolet modelem Corvette C8 po raz kolejny przypomina, jak powinien być zbudowany wóz sportowy.

W XV oraz XVI wieku na terenach dzisiejszej Anglii panowała religia o dość prozaicznej nazwie. Religia Anglikańska. Nie wszyscy mieszkańcy jednak, zgadzali się w stu procentach z jej założeniami. Pośród sceptyków, wydzielił się dość charakterystyczny odłam separatystów, dziś znany jako protestanci. Niemniej jednak, nawet wśród nich trafiały się osoby, które czuły się osaczone i prześladowane. Znani są szerzej jako purytanie. Chcieli być bowiem o wiele bardziej czyści od anglikanów, a nawet samych protestantów. Pure z języka angielskiego oznacza czysty, oczyszczony. Nie dziwi zatem ich nazwa. Nic także dziwnego, iż pośród tych pierwszych, nie cieszyli się szczególnym szacunkiem czy sympatią. Postanowili zatem zebrać się i wynieść z Anglii. Za cel obrali sobie Holandię, ówcześnie znaną jako Niderlandy. Mieli nadzieję, iż to właśnie tam zaznają spokoju. I mieli ku temu szereg uargumentowanych powodów. Ówczesne Królestwo Niderlandów, miało bowiem podobne podejście do spraw tolerancji, zarówno religijnej jak i etnicznej, co dzisiejsza Holandia.

Chłop w sukience niespiesznie przechadzający się po mieście, nie robił na nikim wrażenia. Żydzi dostali wolną rękę aby handlować swoimi precjozami. Całkowicie codziennym widokiem, byli zatem stojący na mostach, oferujący diamenty czy inne kamienie szlachetne. Skąd takie podejście zapytacie? Otóż XVI wieczna Holandia żyła handlem oraz żeglugą dalekomorską. Do jej portów wpływały zatem regularnie statki kupieckie z najróżniejszych krańców świata. Wraz z nimi z kolei, różnorodne kultury, religie i obyczaje. Te, pod wpływem naturalnych procesów społecznych, mieszały się i wymieniały założeniami. Stąd, mocno liberalne jak na ówczesne czasy poglądy sprawiały, że bez względu na wyznanie czy przekonania, w Holandii można było odnaleźć swoje miejsce. Purytanie pragnęli więc skorzystać z okazji. Niestety finalnie okazało się, że nawet tam, ich konserwatywne poglądy oraz rygorystyczne zasady, nie spotkały się z powszechną akceptacją.

Ówczesne Królestwo Niderlandów, miało bowiem podobne podejście do spraw tolerancji, zarówno religijnej jak i etnicznej, co dzisiejsza Holandia.

Dlatego w roku 1620 Purytanie wsiedli na statek Mayflower, aby szukać dla siebie nowego domu. 21 listopada 1620 roku, pasażerowie Mayflower przybyli do brzegów Ameryki Północnej w miejscu, które dziś symbolicznie określane jest jako Plymouth Rock. Na miejscu okazało się jednak, iż nie są w stanie poradzić sobie z miejscowym klimatem. Nadchodziła zima, a Purytanom brakowało żywności. Nie potrafili oni jednak złapać ryby, nie wspominając już o jakichkolwiek uprawach. Wszystko przez inny rodzaj gleby, oraz odmienne jej parametry, takie jak chociażby kwasowość. Bardzo szybko zaczęli cierpieć głód, a nadchodziła zima. Na szczęście dla nich, spotkali tubylców, dziś znanych jako Indianie. Pomogli oni przetrwać pielgrzymom pierwszą zimę, a następnie nauczyli ich, jak uprawiać poszczególne zboża. Pokazali jakie rodzaje roślin nadają się na uprawy, oraz jakie zwierzęta są w stanie upolować. W szczególności zwrócili uwagę na indyki, które śmiało można łapać za ogon i oswajać, celem dalszej hodowli.

Purytanie, jako ludzie honoru, kierujący się żelaznymi zasadami moralności, postanowili się odwdzięczyć swoim wybawcom. Indianie z plemienia Wampanoagów, pod przywództwem wodza Massasoita zostali zaproszeni na wielką ucztę, gdzieś na przełomie września i listopada 1621 roku. Pielgrzymi wyprawili Indianom wieczerzę, podczas której za pośrednictwem słów oraz darów w formie upolowanych zwierząt, dziękowali im za uratowanie ich życia. Dosłownie, cały wieczór im dziękowali. Stąd właśnie wzięło się Święto Dziękczynienia, które po dziś dzień obchodzone jest na terenie Ameryki Północnej. I dobrze, bowiem dzięki Indianom, Purytanie mieli szansę przetrwać w nieznanym ich dotąd klimacie, finalnie zakładając Stany Zjednoczone Ameryki. A zatem, pośrednio przyczynili się także do powstania jednej z najbardziej niesamowitych maszyn współczesnego przemysłu motoryzacyjnego. Mowa oczywiście o Chevrolet Corvette C8.

Corvette

Patrz młody i ucz się, bo do końca życia będziesz tą wtyczkę do gniazdka ładował!

Chevrolet Corvette od niepamiętnych czasów była uosobieniem Amerykańskości. Przepis zaś, zawsze pozostawał niezmienny. Wielki, wolnossący silnik z popychaczami rozrządu, umieszczony z przodu. Tylny napęd, banalne zawieszenie oparte o pióra, seksowne nadwozie coupe i prostota wnętrza. Całość okraszona odrobiną skwarek z zakresu komfortu, prezentująca danie idealne dla petrolhead’a, pragnącego samochodu sportowego. Brak jakichkolwiek wspomagaczy z zakresu bezpieczeństwa jedynie dodawały pikanterii, pozostawiając surową naturę oraz nieskazitelnie czystą istotę rzeczy. Jednak na przełomie drugiej i trzeciej dekady XXI wieku, szef kuchni postanowił odrobinę pokombinować. Co prawda, stek w postaci silnika pozostał w swej naturze niezmieniony. To dalej w pełni wołowa, wolnossąca V8-ka o pojemności 6,2 litra, z rozrządem opartym o popychacze, potocznie zwanym OHV. Niemniej jednak, Jankesi zmienili odrobinę recepturę jego przyrządzania.

Po pierwsze, postanowili dodać system zmiennych faz rozrządu zarówno na zaworach ssących jak i wydechowych. Po drugie, zamiast standardowej, mokrej miski, zastosowano w niej suchą miskę olejową. Z kolei po trzecie, zamienili miejscami kabinę pasażerską z silnikiem, który teraz wylądował zaraz przed tylną osią. Każdy kucharz doskonale wie, że sposób podania znacząco zmienia odczucia, wynikające z delektowania się daniem. Podobnie sprawa ma się w przypadku Corvette. Dzięki dwóm pierwszym zabiegom, silnik kręci się teraz do 7000 obrotów na minutę, w zasadzie nigdy nie łapiąc zadyszki. Dzięki trzeciej przyprawie, sama Corvette zmieniła całkowicie swój charakter. Z klasycznego auta trącającego odrobinę myszką, stała się wyczynowym sportowcem, atakującym i podszczypującym europejskich producentów super samochodów. Jak to możliwe? W końcu silnik Corvette generuje skromne, jak na dzisiejsze standardy, 490 KM. Otóż, Chevrolet nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Na horyzoncie bowiem, jawi się odmiana Corvette Z06, która niesie ze sobą jeszcze więcej ciekawostek konstrukcyjnych.


Ten się śmieje, kto się śmieje…

Przez niemal całe lata 80-te i 90-te, mieszkańcy Starego Kontynentu wyśmiewali amerykańskie konstrukcje, w tym te sportowe. Pokłosie kryzysu paliwowego lat 70-tych odcisnęło niesłychane piętno na silnikach, które z sześciu czy siedmiu litrów, osiągały oszałamiające wartości 150 – 200 koni mechanicznych. W tym czasie, rodzime konstrukcje z Europy potrafiły dwu, a czasem nawet trzykrotnie, przebijać wartości mocy osiąganej z litra pojemności. Dziś jednak, sprawa ma się zgoła inaczej. Wszystko przez wszechobecne normy i restrykcje, forsujące producentów do co raz częstszego montowania wszelkiej maści doładowań. Silniczki stają się co raz mniejsze i co raz bardziej nafaszerowane elektroniką, tym samym co raz bardziej delikatne i wrażliwe. Amerykanie w tym czasie, w pompie mając unijne bohomazy, żyją w zgodzie z naturą. Z tego podejścia, zrodziła się właśnie Corvette C8 Stingray. Sportowy wóz, któremu właściwie nic więcej nie jest potrzebne.

Jankesi pozbyli się przestarzałych rozwiązań zawieszenia oraz głupkowatych wartości koni osiąganych z litra. Przesunęli także środek ciężkości w jedyne, słuszne miejsce, biorąc pod uwagę zwinność auta w zakrętach. Chevrolet tym samym pokazał, że Corvette potrafi ugryźć, jak nigdy dotąd. Nie zdecydowano się jednak na zastąpienie wolnossącej V8-ki na małolitrażowe V6 z turbinką. Po prostu wyzbyto się archaicznych rozwiązań, stosowanych dziś jedynie w kręgach wyjątkowo radykalnych Amiszów. Co najważniejsze, nie zrezygnowano z natury i nieskazitelnej czystości. Niczym Indianie żyjący w zgodzie z Matką Ziemią, inżynierowie projektując nową Corvette, pozostawili w niej to, co stanowiło o jej naturze. Modyfikując wyłącznie te aspekty, które stały na przeszkodzie osiągnięcia konkretnych odczuć, nie dotknęli tego, co w Corvette od zawsze było najważniejsze. Jej duszy. Europa ze swoimi pesudo-eko silniczkami, powinna dziękować Jankesom, że utrzymują prawdziwą motoryzację Z charakterem przy życiu.


Przesadna duma, czy też raczej pycha, to jeden z siedmiu grzechów głównych. Wie o tym nawet małe dziecko.


Corvette

Nie wiedzą natomiast, unijni eurokraci. Z pełną świadomością, pisane z małej litery. Po dziś dzień bowiem, w Ameryce obchodzone jest Święto Dziękczynienia. Tradycyjne okazanie wdzięczności Indianom za pomoc w przeżyciu. Dziś obchody Święta Dziękczynienia polegają na tym, że mieszkańcy Ameryki wyprawiają ucztę. Na wieczerzę zapraszają jednak w głównej mierze nie rodzinę, a znajomych. Indianie bowiem, nie należeli do rodziny Purytanów, a jedynie do, powiedzmy, ich znajomych. Magia polega na tym, aby przy stole odbywało się tak zwane dziękowanie. Wszyscy powinni sobie nawzajem dziękować. Za różne rzeczy. I w tym miejscu, Europa powinna wyprawić uroczystą ucztę, na którą zaproszona powinna zostać Ameryka. Bowiem już raz Jankesi nauczyli mieszkańców Starego Kontynentu, jak robić auta z jajami. Zaraz po drugiej wojnie światowej, gdy Europa nie potrafiła zrobić porządnej maszyny, za Wielką Wodą jeździły ogromne, bulgoczące V8-ki. W pewnym momencie Europejczycy spapugowali patent na fajne silniki, usprawnili je i doprowadzili do perfekcji.

Corvette

Lecz zamiast podziękować, poczęli oni wyśmiewać amerykańskie konstrukcje. Wytykano je palcami, że są wolne, paliwożerne i przestarzałe. Dziś jednak, to Ameryka może wyśmiewać się z Europy. To Chevrolet Corvette, ma pełne prawo nabijać się z pseudo ekologicznych popierdółek Niemców, Włochów czy Francuzów. Podczas gdy u nas nie istnieje pojęcie wysokoobrotowej, wolnossącej V8-ki dającej frajdę z jazdy, Amerykanie tworzą kolejną. Tym razem pod pokrywą silnika Corvette. I to właśnie nikt inny jak Europa, powinna Amerykanom niebawem za to podziękować. Albowiem gdy za kilkanaście lat sytuacja się powtórzy, a Europejczycy otrząsną się ze swojej zielonej poświaty spiskowych teorii globalnego ocieplenia, prawdopodobnie na nasz kontynent V8-ki powrócą. I ponownie, wzorowane będą na tych zza Wielkiej Wody. Obawiam się jednak, że na żadną wieczerzę w stylu Święta Dziękczynienia, nie mamy co liczyć. W końcu Europa jest zbyt dumna i zbyt pyszna, aby publicznie przyznać się do błędu.

Corvette

Prowadził Mateusz Kania,
tuningował Grzegorz Chęciński.
Wpis napędzany przez ekipę Moto Z innej Perspektywy | MZiP.

Źródło zdjęć: Wheelsage
Garaż Chevrolet’a

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Dużo nowości, wystarczy wybrać.