Toyota GR 86

Toyota GR 86 – o nieee, jesteśmy w niebezpieczeeństwieee!

Wiosną 2022 roku w Europie pojawić ma się Toyota GR 86. Unia nie powiedziała jednak ostatniego słowa.

Wszystko przez to, iż 16 kwietnia bieżącego roku, Parlament Europejski przegłosował nowe przepisy dotyczące obowiązku montażu systemów bezpieczeństwa w pojazdach, rejestrowanych na terenie UE. Nowe przepisy od 2022 r. obowiązywać będą wszystkie nowe pojazdy sprzedawane na rynku europejskim. Producenci jednak, dostaną dodatkowe dwa lata na dostosowanie już istniejących modeli, dokładnie do maja 2024 r. Wygląda więc na to, że Toyota GR 86 łapie się o włos. Albowiem jak wspomnieliśmy wyżej, na rynek trafić ma wiosną przyszłego roku. Problem jednak polega na tym, że jej charakter całkowicie odbiega od zaawansowanych technologicznie założeń eurokratów, którzy działają na rzecz poprawy bezpieczeństwa. Zatem dostępna będzie wyłącznie przez dwa lata, konkretnie do maja 2024 r. A później? A później, nie będzie już niczego.

Zastanawiacie się, o co w tym wszystkim chodzi? Otóż Toyota GR 86 wraz z bliźniakiem BRZ, to proste i relatywnie tanie autka sportowe. Ich nadrzędną cechą jest dawanie prostej, pierwotnej frajdy z jazdy. W zasadzie, na rynku nie istnieją dla nich żadne alternatywy. Wszystkie sprzedawane dziś auta sportowe są albo horrendalnie mocne, a więc także drogie. Albo/i cholernie napakowane technologią, przez co w cennikach widnieją jeszcze wyższe ceny. Toyota GR 86 ma za to tę przewagę, iż przedkłada lekkość i zwinność, nad moc czy udogodnienia ze sfery komfortu. Prostota oraz niewielkie rozmiary przyniosły zamierzony efekt. Miłośnicy z całego świata pokochali Toyotę GT-86 i BRZ’a, a na wieść o kolejnej odsłonie, tym razem z 2,4 litrowym bokserem pod maską, aż podskoczyli z wrażenia. Niemniej jednak, Subaru od samego początku nie planowało wprowadzania nowego, odświeżonego BRZ’a na rynek europejski. Wszystko przez normy emisji spalin, do których wolnossący, wysokoobrotowy bokser, nie jest specjalnie przystosowany.

Toyota GR 86

Miłośnicy z całego świata pokochali Toyotę GT-86 i BRZ’a, a na wieść o kolejnej odsłonie, tym razem z 2,4 litrowym bokserem pod maską, aż podskoczyli z wrażenia.

Toyota jednak, jest w odrobinę innej sytuacji. Jako lider technologii hybrydowej, może pozwolić sobie na wprowadzenie GR 86. Ich średnia emisja CO2 jest na tyle niska, iż drobne jej podniesienie w postaci stosunkowo niewielkiej sprzedaży małego, sportowego coupe, nie wpłynie specjalnie na rozrachunek końcowy, a więc i na ewentualne kary. I tutaj rodzi się problem. Dla eurokratów rzecz jasna. Okazuje się bowiem, że aby sprzedawać auta na rynku europejskim, nie wystarczy już założyć pięciu zaworów EGR, trzech filtrów GPF, piętnastu katalizatorów i zbiorniczka z AdBlue. Bowiem już niedługo, każdy samochód będzie musiał także oferować szeroką paletę zaawansowanych technologicznie i skomplikowanych, a zatem drogich systemów elektronicznych, monitorujących stan pojazdu pod kątem bezpieczeństwa. Zanim jednak spróbujecie wytknąć Toyocie, iż nie powinien być to problem dla największego producenta samochodowego na świecie pozwólcie, iż wymienię kilka z nich. Wszystkim kiepsko znoszącym urzędniczy bełkot, zaleca się przewinięcie niniejszego felietonu do następnego akapitu. Zaczynajmy zatem.

Wszystkie nowe pojazdy będą musiały zawierać około 30 systemów ratujących życie. Pozwolę sobie przytoczyć jedynie kilka z nich. Są to systemy inteligentnego dostosowania prędkości w celu informowania kierowcy o przekroczeniu limitu prędkości. Do tego dochodzą systemy ostrzegania o senności lub rozproszeniu uwagi kierowcy, a także zaawansowane systemy ostrzegania o spadku poziomu uwagi kierowcy, które pomogą skupić uwagę na sytuacji na drodze. Ponadto, system ostrzegania o hamowaniu awaryjnym w formie sygnału świetlnego, aby z wyprzedzeniem przesłać ostrzeżenie dla pojazdów jadących z tyłu oraz systemy wykrywania obiektów podczas cofania, aby uniknąć kolizji z ludźmi i przedmiotami za pojazdem, za pomocą kamery lub monitora. Znany już jakiś czas system monitorowania ciśnienia w oponach, ostrzegający kierowcę o spadku ciśnienia oraz ułatwienia w zakresie montażu alkomatów blokujących zapłon na rynku wtórnym. Wreszcie ułatwienia w zakresie montażu rejestratorów danych na temat zdarzeń krótko przed, w trakcie i bezpośrednio po wypadku drogowym. Trochę tego jest, sami przyznacie.

Okazuje się bowiem, że aby sprzedawać auta na rynku europejskim, nie wystarczy już założyć pięciu zaworów EGR, trzech filtrów GPF, piętnastu katalizatorów i zbiorniczka z AdBlue.

I to nie tak, że Toyota GR 86 nie mogłaby zostać w nie wyposażona. Te wszystkie kagańce i komputerki będą się przecież musiały znaleźć we wszystkich Corolla’ch, Yaris’ach czy Rav-4’kach, a także Lexus’ach. Problem polega jednak na tym, że nie o to w GR 86 chodzi. Pomysł na małe coupe był banalnie prosty. W miarę mocny, wolnossący silnik z przodu, manualna skrzynia biegów, napęd na tylną oś i odrobinę plastiku udającego wnętrze. Żadnych zbędnych bulbulatorów, ekranów, head-up display’ów czy elektryki. Wyłącznie podstawowe wyposażenie, zapewniające minimum bezpieczeństwa. Toyota GR 86 miała przypominać nam, kierowcom, o starych dobrych czasach, gdy to właśnie my prowadziliśmy auto. A nie odwrotnie. I na to wszystko wchodzi Bruksela, która upiera się, że niemal każdy kierowca z glejtem, jest skończonym kretynem. Nie potrafi zachować się za kółkiem, jeździ po pijaku, w dodatku po trzech nieprzespanych nockach. Pomimo że odsetek ofiar śmiertelnych na terenie UE jest najmniejszy w skali świata.

Na domiar złego, nie tylko Toyota GR 86 ma ten problem. Wszystkie autka segmentu B czy C, które pozwalały klientom nabyć relatywnie tani wóz, prędzej czy później znikną z rynku. Ewentualnie ich ceny powędrują drakońsko w górę. Ktoś przecież musi za tę całą elektronikę zapłacić. Tym kimś będzie najmniej zainteresowana strona całego zamieszania, czyli my, konsumenci. Już dziś mamy dość wszystkich głupich brzęczyków, do tego stopnia, że nie zwracamy na nie uwagi. Piszczy gdy otwieramy drzwi, piszczy także gdy zamykamy. Żebyśmy wiedzieli, że zamknęliśmy. W między czasie brzdęknęło, bo włożyliśmy kluczyk do stacyjki. Zaraz później pisnęło, bo do odpalenia auta konieczne jest wciśnięcie sprzęgła. Krótki dźwięk rozrusznika i kolejny brzdęk. W końcu moglibyście nie zauważyć, że silnik został uruchomiony, a wy właśnie zaczynacie mordować bezbronne pingwiny. Chcecie ruszyć? Piszczy, bo nie zdjęliście hamulca ręcznego. Ah, ruszacie pod górkę z zaciągniętym hamulcem? Cóż, Wasz pech.

Toyota GR 86

Toyota GR 86 miała przypominać nam, kierowcom, o starych dobrych czasach, gdy to właśnie my prowadziliśmy auto. A nie odwrotnie.

Wiecie jednak, o co mi chodzi. Założę się, że dziewięćdziesiąt procent użytkowników wyłącza te wszystkie auto-start-stop-and-go tuż po zajęciu miejsca za kierownicą. Bo dlaczego niby ma Wam gasnąć silnik co pięć minut? I wiecie co? Teraz będziemy musieli zapłacić za kolejny tuzin udogodnień. Udogodnień, które mają uchronić nas, przed naszą własną głupotą. W międzyczasie doprowadzając nas do szewskiej pasji brzęcząc, mrygając, piszcząc i skomląc, błagając o Waszą uwagę. Nie miejcie zatem w przyszłości pretensji do producentów, że nie oferują żadnych prostych i zadziornych autek. Nie miejcie do nich także pretensji, że na rynku występują wyłącznie auta o wartości średniej wielkości willi z widokiem na morze. Podziękujcie za to Unii. Bo przecież Toyota GR 86 ze swoim 231 konnym bokserem, jest nie tylko zagrożeniem dla niedźwiedzi polarnych. Stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo także dla nas wszystkich. Idiotów, którzy znaleźli pozwolenie do prowadzenia pojazdów osobowych w paczce czipsów. Beeeeeeep!

Prowadził Mateusz Kania.
Wpis napędzany przez ekipę Moto Z innej Perspektywy | MZiP.

Źródło zdjęć: Wheelsage
Garaż Toyoty

3 Comments

  1. Dowiadując się o coraz to kolejnych pomysłach Unii, pamiętając też jak było w PRL (choć mimo wszystko to nie to samo), przypominając sobie różne książki nawiązujące do autorytarnych rządów, to już od jakiegoś czasu BARDZO POWAŻNIE rozważam migrację z tego socjalistycznego „folwarku”, jakim staje się UE.

  2. Genialni uniokracu genialnie betonują rynek samochodowy tworząc kolejne bariery wejścia dla nowych przedsiębiorstw. Pchają tej elektroniki jeszcze więcej jakby ostatni kryzys niedoboru chipów ich nic nie nauczył. Zaczynam myśleć, czy te uszczęśliwianie nas na siłe kolejnymi regulacjami, które dają jedynie wzrost cen nie jest czasem częścią planu fit for 55.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Dużo nowości, wystarczy wybrać.