„Kojarzycie Rimac Concept One, który omal nie zabił Richarda Hammonda na nagraniach do jednego z odcinków „The Grand Tour”? W zasadzie czy Ryszardowi się to podoba czy nie, ten cały wypadek był marce Rimac na rękę.„
W temacie ostatnich wydarzeń związanych z przejęciem francuskiego Bugatti przez chorwackiego Rimac ‘a pragnę zacząć od… Niemców. Otóż, BMW oraz Mercedes to odwieczni rywale i raczej nikogo nie zdziwi to stwierdzenie. Nie jest również tajemnicą, że nawzajem podkupują sobie klientów. Owszem, jeszcze kilkadziesiąt lat temu to zjawisko nie było tak silne jak dziś, bowiem Merce i Beemki były kompletnie innymi autami, skierowanymi do całkowicie innych odbiorców. Wozy wyjeżdżające ze Stuttgart’u były niczym domowy salon z kanapą, fotelami i etażerką z drinkiem, który z bliżej nieznanych mi przyczyn otrzymał homologację drogową. Auta z Monachium z kolei były odrobinkę inne. I jasne, w ich przypadku klienci również mogli liczyć na wyściełany byczą skórą domowy wypoczynek. Jednak na etażerce leżał karabin Maschinengewehr 08 oraz dożywotni zapas naboi.
Tylko, że tak było kiedyś.
Dziś bowiem Meśki do ulanych klusek dodają odrobinę chilli, Beemki zaś w dobie poprawności politycznej postanowiły zrezygnować z ciężkiego karabinu na rzecz pistoletu na wodę. Jednak warto zdawać sobie sprawę, że ich historia mogła się potoczyć zupełnie inaczej. Po II wojnie światowej niewiele było osób, które szukały samochodów mocnych, szybkich czy luksusowych. Za to panowało ogromne zapotrzebowanie na konstrukcje tanie, proste i ekonomiczne. Jak zapewne się domyślacie, dumni Bawarczycy znani są z wielu rzeczy, jednak na pewno nie z konstruowania fenomenalnych kei-car’ów. Dlatego chłopaki z BMW mieli problem. Otóż na początku lat 50-tych, czyli w zasadzie tuż po zakończeniu wojny, zaprezentowali wielką, luksusową limuzynę. BMW model 501 czyli maszynę, która kompletnie nie pasowała do ówcześnie panującej sytuacji zarówno w samych Niemczech, jak i niemal całej Europie.
Nie trudno się domyślić, że prestiżowy wóz sprzedawał się kiepsko, żeby nie powiedzieć tragicznie. Nie będzie dla Was również zaskoczeniem fakt, iż wkrótce BMW wpadło w tarapaty finansowe, choć po prawdzie to jedynie drobne niedoszacowanie. Stanęli oni po prostu na skraju bankructwa. Całą sytuację wywęszyła inna firma i niebawem u progu Bawarczyków stanęli Panowie w czarnych garniturach. Nie byli to rzecz jasna bohaterowie „Men in black”, którzy chcieli zwiedzić zakłady produkcyjne Bayerische Motoren Werke w poszukiwaniu Haunebu. Otóż w drzwiach pojawiła się delegacja wysłana ze Stuttgartu, która miała przy sobie walizki oznakowane logo Gwiazdy czy też raczej celownika. Wewnątrz zaś, szmal.
Tak, to wtedy właśnie Mercedes chciał kupić markę BMW.
Jako że dziś BMW nie jest marką córką Merca nie trudno się domyślić, iż odrzucili ofertę tych drugich. Jednak problem z brakiem kasy wciąż pozostał nierozwiązany. Na szczęście dla wszystkich miłośników współczesnych Beemek, ówczesne BMW kupiło licencję na produkcję malutkiego samochodziku o uroczej nazwie BMW Isetta. Dzięki temu szkrabowi, kompletnie nie przypominającemu jakikolwiek inny produkt z Monachium, udało się uratować kapitał, a tym samym całą markę. I nie mówię o tym bez powodu. Albowiem lekcję z tej całej przepychanki wyciągnął również współczesny Volkswagen, który kupił markę mogącą potencjalnie zagrozić ich potędze. Mowa o Bugatti, które stało się oczkiem w głowie Ferdinanda Piëcha, ówczesnego prezesa Volkswagen Group.
Wiele można zarzucić Niemcom, nawet w kwestii motoryzacji.
Jednak Ferdinandowi do prawdy należy się szacunek. Facet uparł się, że chce mieć najmocniejszy i najszybszy wóz na całym bożym świecie. W 1998 roku nabył prawa do marki Bugatti, oczywiście jako prezes VAG, nie on sam prywatnie. Następnie po wielu latach stworzył najszybszy drogowy samochód na ziemi – Bugatti Veyron. A później kolejny najszybszy drogowy samochód na świecie – Bugatti Chiron. I choć po drodze do sławy pojawiły się takie marki jak Königsegg z mroźnej Szwecji czy Hennessey ze słonecznego Texas’u, to w 2019 roku prototypowy Chiron Super Sport 300+ rozpędził się do 490,48 km/h.
Jednym słowem, Bugatti a tym samym koncern VAG, rekord prędkości dla samochodów drogowych ma pod kontrolą.
Niestety problem pojawił się w zupełnie innym miejscu. Konkretnie w gniazdku elektrycznym, z którego ładowane są auta elektryczne, które przez swoją unikatową charakterystykę są zdolne do łamania praw fizyki. Silniki elektryczne bowiem, produkują maksymalną moc oraz moment obrotowy w zasadzie w całym zakresie roboczym. A to oznacza, że potrafią katapultować swoją obudowę zwaną „samochodem” niczym startujące rakiety kosmiczne. Kojarzycie Rimac Concept One, który omal nie zabił Richarda Hammonda na nagraniach do jednego z odcinków „The Grand Tour”? W zasadzie czy Ryszardowi się to podoba czy nie, ten cały wypadek był marce Rimac na rękę. Zdobyli oni przez to niezłą popularność, a dzięki temu również odpowiednich sponsorów i płynące z ich strony aktywa.
A stąd już niedaleka droga do opracowania nowego modelu Rimac ‘a – Nevera.
I jeśli myślicie, że Christian Erland Harald von Koenigsegg tworzy potwory, to tylko spójrzcie na Chorwatów. Nevera ma 1914 koni i 2360 niutonometrów. A to nie tylko oznacza, że jest mocniejszy od najmocniejszej odmiany Chiron’a Super Sport, która ma 1600 koni i 1600 Nm. Znaczy to również, że jest w stanie zakrzywiać czasoprzestrzeń na poziomie kwantowym. To spore osiągnięcie. Tak myślę. W każdym razie Volkswagen Automotive Group miał dwie możliwości. Pompować kasę w Bugatti, przeobrażając ją w markę elektryczną i konkurować z Rimac ’iem. Mógł też zrobić to, co kiedyś próbował zrobić Mercedes i to, co udało się zrobić Ferdinandowi.
Zapukał więc do Rimac ‘a z walizką szmalu i ubił interes.
Na koniec jedynie pragnę napisać kilka słów wyjaśnienia. Bowiem wszystkie nagłówki przewijające się w prasie podają, że to Rimac kupił Bugatti. I owszem, tak się stało. VAG sprzedał markę Bugatti Rimac ‘owi, bo nie pasowała do ich nowej strategii „way to zero”, czy jakoś tak. Chodzi o te całe zmniejszanie emisji dwutlenku węgla, a szesnastocylindrowe silniki nie są w tym szczególnie wybitne. Dlatego pozbywając się Bugatti na rzecz Rimac Automobili nie muszą martwić się tym CO2, które wypluje w akompaniamencie ryku i ognia ich nieczyste Bugatti. O redukcję bilansu zadba elektryczny Rimac. Jednak to nadal nie koniec. Do koncernu VAG’a należy również marka Porsche, która dotychczas miała udziały w Rimac’u. A teraz dodatkowo je zwiększyła. Innymi słowy, VAG obecnie ma zarówno najszybsze drogowe auto spalinowe jak i najszybsze drogowe auto elektryczne. Wilk syty i owca cała. Do prawdy, Ferdinand Piëch byłby dumny.
Prowadził Grzegorz Chęciński,
tuningował Mateusz Kania.
Wpis napędzany przez ekipę Moto Z innej Perspektywy | MZiP.
Źródło zdjęć: Wheelsage
Garaż Rimac ’a