Lexus LFA miał zmienić oblicze prestiżowej marki Toyoty, lecz w istocie tak do końca, się ten manewr nie udał. Teraz Japończycy zdecydowali się na drugie podejście. Podobno.
Gdy na przełomie lat 80-tych i 90-tych na rynek USA wchodził pierwszy od podstaw zbudowany model Lexus’a, miał jeden, wyraźny cel. Lexus LS400 powołany został, aby zdetronizować Mercedesa. I trzeba w tym miejscu zaznaczyć, iż plan udał się w stu procentach. To właśnie dzięki modelowi LS400, niemieccy inżynierowie wpadli w panikę. Efektem tejże, była konieczność dokończenia projektu nowej S-klasy w niesłychanym pośpiechu. Aktualna eSka bowiem, przy nowym Lexus’ie prezentowała się niczym rydwan z okresu świetności Imperium Rzymskiego, przy amerykańskim bombowcu B2. Nie było wątpliwości, iż w owym okresie Lexus po prostu rządził. Niestety, zachłysnęli się swym sukcesem do tego stopnia, iż przeoczyli, że ich klienci nieco znudzili się wygodnymi, miękkimi fotelami, osadzonymi na komfortowym, puchowym zawieszeniu. Konsumenci co raz częściej szukali mocy, agresji i sportowych wrażeń. Wszystkiego tego, czego prestiżowa dywizja Toyoty nie była w stanie zaoferować. Dlatego Japończycy wpadli na pewien pomysł. Pragnęli skonstruować wóz, który zmieni oblicze Lexus’a.
Tym sposobem, w 2009 roku na targach Tokyo Motor Show, Toyota zaprezentowała swoje najnowsze dzieło. Lexus LFA. Samochód, który był najwyższym kunsztem ówczesnej inżynierii w niemal każdej dziedzinie nauki. Jego dziesięciocylindrowe serce, brzmiące niczym bolid Formuły 1, to dopiero początek. Swego czasu pisaliśmy na łamach naszej strony o LFA, dlatego w tym miejscu serdecznie zapraszamy do pełnej jego charakterystyki. Jedyne co warto dodać to fakt, że nawet największy malkontent motoryzacyjny, uznał go za najlepsze auto na świecie. Rzecz jasna chodzi o Jeremy’iego Clarkson’a. Niemniej jednak kwestię, jak wybitnym arcydziełem był pierwszy Lexus LFA, odłóżmy póki co na bok. Skupmy się na tym, który dopiero co ma nadejść. Prawdopodobnie. Podobno będzie miał on czterolitrowe, ośmiocylindrowe serducho z podwójnym doładowaniem, wsparte rzecz jasna elektrycznym stymulatorem. Słowem, będzie hybrydą. Z faktów, które i tak nie są niczym potwierdzonym, właściwie to tyle. Lecz powinno nam wystarczyć.
Z perspektywy Mateusza.
Bez względu na to, czy ów plotka ma jakiekolwiek przełożenie w rzeczywistości, dało mi to sporo do myślenia. Poprzedni Lexus LFA bowiem, nie zdobył szerokiego uznania, w głównej mierze przez brak zrozumienia ze strony konsumentów. Był zupełnie inny niż jemu podobne konstrukcje konkurencji. Nie stawiał na osiągi, a na czyste emocje płynące od maszyny, do kierowcy. Dzięki temu, po dziś dzień jest jedyny w swoim rodzaju, choć przez większość nieznany i zapomniany. „Nowy” Lexus LFA, jeśli powstanie, będzie o wiele bardziej zwykły. Przewidywana moc w okolicach 900 – 1000 KM, układ hybrydowy… przypomina Wam to coś? W istocie to znany na całym świecie przepis na super samochód. W obliczu co raz ostrzejszych norm emisji spalin, niedługo jedyny możliwy do zrealizowania.
A jednak coś mi mówi, że jeżeli Lexus LFA powstanie, będzie fenomenalnym autem. Godnym następcą swojego przodka. Ostatnimi czasy bowiem, Toyota co raz bardziej nas zaskakuje, tworząc i wypuszczając co raz to kolejne modele z jajami. Pytanie jednak brzmi, czy nowy Lexus LFA jest w stanie cokolwiek zmienić? Dawny model zapisał się na kartach historii właśnie dzięki swojej wyjątkowości i unikatowości. Niepowtarzalne brzmienie, nietuzinkowe podejście do projektu wnętrza oraz wyjątkowy silnik, który nadaje rytm całemu autu, to jego cechy rozpoznawcze, których jak dotąd, nie udało się nikomu podrobić. Niemniej jednak, nie wywarł aż takiego wrażenia na klientach, ażeby raz na zawsze zamknąć usta sceptykom. Skoro zatem kolejne LFA nie będzie aż tak niezwykłe, obawiam się, że ponownie, niczego nie zmieni. Miejmy zatem nadzieję, że drugie podejście Japończyków nie tylko da nam fantastycznego halo car’a, lecz także podkreśli, że Toyota nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
Z perspektywy Grzegorza.
Po pierwsze należy pamiętać, że pierwszy Lexus LFA urodził się w trudnych dla niego czasach. Nie istniały wtedy elektryki, a silnik spalinowy miał zostać z nami po wieki wieków. Dlatego żaden klient super samochodów nie obawiał się, że nie będzie dostępny następca jego Lambo czy Ferrari. Nowe, sportowe samochody, wyrastały jak grzyby po deszczu. Dlatego Lexus LFA traktowany był jak po prostu kolejny, sportowy wóz. Jako że opatrzony został znaczkiem marki, która dotychczas mówiła „tylko spokój Cię uratuje”, jego sprzedaż była po prostu mizerna. Wybór pomiędzy autami Z charakterem był spory, dlatego klienci woleli coś z logo konia, tudzież byka.
Dziś jednak, żyjemy w zupełnie innych czasach. Wielcy tego świata postawili sobie za honor, polowanie na wszelkie samochody spalinowe. Nie spoczną, póki nie ukatrupią każdego z nich. Wierzcie lub nie ale nie ma dnia, abyśmy przeglądając internet nie natknęli się na informację, że kolejna marka już niebawem przechodzi wyłącznie na produkcję aut elektrycznych. W tak kreującej się rzeczywistości, każdy super samochód spalający mieszankę paliwa oraz powietrza, jest na wagę złota. Inaczej mówiąc, właściwie nie ma znacznie, czy pod maską nowy Lexus LFA skrywał będzie V10 czy V8. Jeżeli Toyota nie zdecyduje się na to, aby był w pełni elektryczny, to i tak odniesie sukces. Po prostu.
Prowadził Grzegorz Chęciński,
tuningował Mateusz Kania.
Wpis napędzany przez ekipę Moto Z innej Perspektywy | MZiP.
Źródło zdjęć: Wheelsage
Garaż Lexus’a
Czy to dobrze, że chcą tworzyć następcę LFA… Auto było wyjątkowe właśnie dzięki kunsztowi inżynierskiemu i odmiennym podejściu do projektu. Gdy teraz zrobią je według znanego na świecie przepisu na super samochód efekt może być bardzo dobry, nawet świetny ale czy będzie godnym następcom? Obawiam się, że może to być następna Toyota Supra mkV. Obiektywnie świetne auto ale czy godny następca poprzednika… Nadzieją napawa fakt, że Toyota ostatnio zaskakuje, ale czy to wystarczy – zobaczymy.