Wystarczy rzucić okiem na gdzieniegdzie przewijające się fotki, a w mig spostrzeżecie, jaki cel przyświecał projektantom modelu Porsche 911 GT2 RS Clubsport 25. Przykleić go do drogi.
Jeżeli czytacie niniejszy felieton, to z wielką dozą prawdopodobieństwa jesteście Polakiem. A przynajmniej znacie Polaków i ich zwyczaje. A to oznacza, że doskonale zdajecie sobie sprawę, że my po prostu uwielbiamy marudzić. Ci, którzy twierdzą, że piłka nożna jest sportem narodowym ludu z nad Wisły, nie mają pojęcia o czym mielą ozorem. Marudzenie to nasz sport narodowy. Przecież zawsze może być lepiej, a my jesteśmy tak święci, że wciąż dążymy do doskonałości. Na wakacjach? Za dużo ludzi, dzieci krzyczą, a na autostradach były korki. Obiad w restauracji? Nie dość, że za słony, to w dodatku mógłby być większy. Albo mniejszy. Po jakiego czorta dają tak ogromne porcje? Przecież tego się nie da zjeść!
Uwielbiamy zgryźliwie komentować, nawet jeżeli jakaś kwestia nie ma absolutnie żadnego wpływu na nasze życie. Tak doczesne jak i te po śmierci. Wasz dobry kumpel właśnie pobudował sobie dom i zaprosił Was na parapetówkę? Jest podjarany przepięknym, łososiowym kolorem elewacji, oraz czarną dachówką? Dajcie spokój. Przecież nie zostawicie tego tak po prostu. Bez względu na okoliczności, zwyczajnie musicie przekazać mu informację, że łososiowy kolor elewacji jest absolutnie beznadziejny. Poza tym będzie się brudził. Do tego czarna dachówka z czasem płowieje, przybierając kolor szaro siwy. No i nagrzewa się niemiłosiernie od słońca. Co prawda, właśnie straciliście kumpla, ale postawiliście na swoim. Macie rację. Chapeau bas.
I po co oni tyle tych spojlerów tam nakładli? Bez sensu…
W końcu lepiej jest powiedzieć gorzką prawdę, nawet tę najokrutniejszą, niż słodkie kłamstwa, czyż nie? Tłumaczymy sobie to tym, że przecież nie wolno okłamywać innych osób. Nie można mydlić im oczu. Problem w tym, że istnieje pewna subtelna granica. Wyobraźmy sobie taką sytuację. Wasz kumpel, nie do końca znający się na tajnikach motoryzacji chce kupić samochód. Ma kilka sztuk, różnych modeli oraz marek, wybranych jako potencjalnych kandydatów. Przychodzi zatem do Was, pytając o zdanie, o poradę. To jest Wasz moment. Możecie dać upust swojej wszechstronnej wiedzy i udzielić mu lekcji, dlaczego model A jest lepszym wyborem niż modele od B do H. Taka sytuacja pozwala Wam, bez większych obaw, na wyrzucenie wszelkich sceptycyzmów w stosunku do jednostek EA111, VQ35DE, czy N57. Rzecz jasna, możecie się wtedy mądrzyć i marudzić, jak to padają w nich rozrządy, pompy oleju i inne podzespoły.
Aczkolwiek, jeżeli Wasz kumpel już kupi sobie ten wymarzony wóz, a jego wybór nie do końca będzie się pokrywał z Waszym zdaniem i opinią, to absolutnie nie jest czas ani miejsce, na wymądrzanie się i marudzenie. To jego auto. Przyjechał, żeby Wam się pochwalić. Jest szczęśliwy i chce się tym szczęściem podzielić z Wami. Więc najlepszą, wróć, najgorszą rzeczą jaką możecie zrobić, to prawić mu kazanie o tym, jak ten cały makaron spod maski będzie musiał wymieniać średnio trzy razy w tygodniu. Moment na marudzenie minął. Mieliście swoje pięć minut, a jeżeli lubicie swojego kumpla, to staraliście się mu pomóc najlepiej jak potraficie. Teraz jednak, po prostu poklepcie go po plecach i kopnijcie w koło na szczęście. Czemu nie mielibyście życzyć mu powodzenia i bezawaryjnej jazdy? Co w tym złego?
Nie mów mi jak mam żyć jasne? A teraz słuchaj! Zrobisz tak…
Otóż to w tym złego, że taka postawa kompletnie nie pasuje do naszej mentalności. Narzekanie, brak entuzjazmu i pesymizm to naprawdę nasz sport narodowy. Bylibyśmy chorzy, gdybyśmy nie uszczypnęli niemal każdej osoby z naszego otoczenia zgryźliwym komentarzem. Ja też tak robię. Wasza szklanka zawsze jest pusta. Nawet jeżeli jest pełna. Przecież za chwilę się z niej napijecie i będzie pusta. Albo rozlejcie. A jak ani nie wypijecie, ani nie rozlejecie, to za moment i tak wyparuje. Widzicie? Już paruje. Zaraz będzie pusta. Więc nawet nie próbujcie jej uzupełniać.
Dlatego, za każdym razem, gdy kolejny producent deklaruje, że rezygnuje ze spalinówek i przechodzi na elektryki, mam nieodpartą potrzebę iść na pocztę. Mianowicie, mam ochotę wysłać im list, w którym zawrę wszystkie istniejące, staropolskie, oraz te, które dopiero powstaną w przyszłości, przekleństwa, na dodatek przetłumaczone na każdy istniejący i wymarły język świata. A następnie marudzę, że to i tak nie wystarczy, chwytając jednocześnie za siekierę i bookując lot do siedziby ów producenta. Tak już mam. W końcu jestem Grzesiek. Z Polski.
A ten zderzak? I jak ja tym w mieście niby mam zaparkować, a?
Nie wierzycie, że jestem aż takim zgredem? A ileż to już razy narzekałem na Porsche, że robią te wszystkie SUV’y czy elektryka Taycana. Jeśli jesteście naszymi stałymi czytelnikami, to z pewnością znacie moje prywatne zdanie na temat SUV’ów i elektryków. Nie ma sensu, żebym powtarzał ponownie te wszystkie epitety, które cisną mi się na język. Poza tym, nie przystoi w ten sposób się wyrażać. W końcu ten tekst mogą czytać również damy. I nie próbujcie mi wmawiać, że jest inaczej.
Nawet nie myślcie o tym, żeby tłumaczyć mi, jak ogromny SUV’y mają sens. Nie chcę nawet słuchać o tym, że są praktyczne, a elektryki są cool. Nie są, nie będą, nie ma takiej opcji. Jestem zacietrzewiony i pewny swojej racji. No chyba, że się mylę. Nawet nie chcę myśleć, że mogę się mylić. A może? Jeśli jednak, to chociaż powinienem postarać się spojrzeć na to Z innej Perspektywy. Ale przecież nie mogę, bo jestem Polakiem, prawda? Dobra, niech Wam będzie. Spróbuję.
Nie wszystko złoto, co się świeci.
Otóż, jeżeli przyjrzymy się bliżej modelom Cayenne oraz Macan, dostrzeżemy prawdziwy sens ich istnienia. Ludzie nie kupują ich dlatego, że im się szalenie podobają. Kupują, bo tak wynika z tabelek w excelu i chłodnej kalkulacji, doprawionej szczyptą faktu, że w końcu to Porsche. A to oznacza, że Porsche jest w stanie na nich sporo zarabiać. Generowanie zysków jest wpisane w biznes dowolnej maści. Nie ma co ukrywać. Takie modele po prostu sprzedają się jak świeże ziemniaki. Czy tam bułeczki. Nieważne. Widzicie? A nie mówiłem? Tylko ta kasa i kasa. Ale dobra, miało być Z innej Perspektywy.
W porządku. Prawda jest taka, że ów zyski można przeznaczyć na różnego rodzaju gałęzie rozwoju. Idąc tym tokiem rozumowania, elektryczne Porsche Taycan obniża te całe średnie wartości tlenków CO2 dla całej gamy Porsche. Przepisy dotyczące norm emisji nie wyszły z inicjatywy żadnego producenta, wręcz przeciwnie. Śmiem twierdzić, że gdyby mogli, niemal wszyscy produkowaliby plujące ogniem V8-ki bez katalizatorów. Ale nie mogą. Dlatego muszą sobie jakoś z tym radzić. Niemniej jednak, dzięki produkcji średnio seksownych modeli Cayenne czy Macan, oraz łechcącego ego ekoświrów Taycan, Porsche może produkować to, co tygryski lubią najbardziej, np. takie Porsche GT2 RS Clubsport 25.
No coż, skoro tak trzeba.
Ten wóz powstał z okazji 25 lecia istnienia firmy Manthey-Racing GmbH. Czyli fabrycznego zespołu Porsche Motosport w Długodystansowych Mistrzostwach Świata FIA, w skrócie WEC. Na cześć ów zespołu oraz jego dorobku, Niemcy postanowili wprowadzić do swojej oferty model Porsche 911 GT2 RS Clubsport 25, który przeznaczony jest głównie do jazdy po torze. Powstał on na bazie Porsche 911 GT2 RS Clubsport, jednak poprzedniej generacji, kodowo zwanej 991.2. Otrzymujemy zatem, klasycznie już dla Porsche, płaskiego, sześciocylindrowego boxera, o pojemności 3.8 l. Jako że, wedle panującej w dzisiejszych czasach mody, podpięto go pod dwa respiratory, osiąga on moc 700KM, czyli 515 kW. W związku z tym, że na torze jedynym celem jest szybkość, wyposażono go w Porsche Doppel-Kupplungs Getriebe. Nie mam pojęcia, dlaczego w języku ludu zza Odry wszystko musi brzmieć jak wypowiedzenie wojny, niemniej jednak tak właśnie nazwana jest siedmiobiegowa, dwusprzęgłowa przekładnia autorstwa Porsche, znana także jako PDK.
Jednak, to dopiero początek nawiązań do Motosportu. Smaczki sięgają głębiej i tak na przykład, chłodnica została umieszczona centralnie, aby otrzymywała stały i optymalny przepływ powietrza. To pozwala utrzymać jej stabilną temperaturę silnika w pełnym zakresie obrotów. Ponadto, całe nadwozie oraz podwozie, zostało zaprojektowane w taki sposób, aby maksymalnie zwiększyć docisk zarówno przedniej, jak i tylnej osi. Z resztą, wystarczy rzucić okiem na gdzieniegdzie przewijające się fotki, a w mig spostrzeżecie, jaki cel przyświecał projektantom modelu Porsche 911 GT2 RS Clubsport 25. Przykleić go do drogi. Nic więcej się nie liczyło. Ta maszyna ma sprawić, abyście poczuli się jak prawdziwy kierowca wyścigowy. Porsche 911 GT2 RS Clubsport 25 powstało z pasji do Motosportu. Z resztą, sam Nicolas Raeder, Dyrektor Zarządzający Manthey-Racing GmbH, mówi o nim w następujący sposób:
„Przy każdej modyfikacji, funkcja technologiczna zawsze ma pierwszeństwo. Dlatego Porsche 911 GT2 RS Clubsport 25 ma swój własny charakter, który odzwierciedla także wartości naszej marki. Prostolinijność i skrupulatność, elastyczność i bezkompromisowość.”
Po takich słowach, w zasadzie nie mam złudzeń. Ten wóz to nie modniś na wybiegu, który trzepocze rzęskami, a gdy przychodzi co do czego, chowa łeb w piasek. To prosty, skuteczny i bezkompromisowy morderca. Prawdziwy potwór, który uszczęśliwi jedynie trzydziestu nabywców. I jednym z nich nie będę ja. Aczkolwiek mam wrażenie, że ten wóz, mi osobiście, także coś ofiaruje. Otóż, przypomina mi o tym, że nie powinienem tak cholernie marudzić i narzekać. Więc, jeżeli Porsche dalej będzie produkować takie maszynki, to niech sobie produkują te Melexy i SUV’y z logo Porsche. Ja za to obiecuję, że nigdy już nie będę zgryźliwą zrzędą. Deal, Porsche?
Prowadził Grzegorz Chęciński,
tuningował Mateusz Kania, ze specjalną dedykacją dla zrzędliwej marudy.
Wpis napędzany przez ekipę Moto Z innej Perspektywy | MZiP.
Źródło zdjęć: Wheelsage
Garaż Porsche
Aha na pewno ten model powstał na rocznice na pewno. Nie gdzie tam przecież Mercedes wcale nie pobił ostatnio rekordu na Nordschleife w AMG GT Black Series, wcale. Ani trochę Porsche. Nie zrobiło tego modelu aby odzyskać koronę króla Zielonego Piekła.