Testarossa? Hej, Ferrari! To jedna wielka pomyłka!

Z czym kojarzy Wam się Testarossa? Z super sportowym samochodem prawda? Zatem pozwólcie, że Wam to wytłumaczę.

W psychologii istnieje termin pięciu sekund, który określany jest mianem pierwszego wrażenia. O ile najczęściej łączony jest z relacjami międzyludzkimi, o tyle jego znaczenie nie zawęża się jedynie do kwestii społecznych. Zjawisko pierwszego wrażenia polega na tym, że wystarczą zaledwie trzy do pięciu sekund, abyśmy zostali ocenieni przez innych, lub abyśmy to my ocenili kogoś lub coś. Innymi słowy, jeśli wchodzimy na jakąś stronę internetową, po zaledwie pięciu sekundach nasz mózg wyrabia sobie na jej temat ocenę. Czy mu się podoba, czy też wręcz przeciwnie. Wszystkie nasze dalsze działania, będą podyktowane tą pierwszą, wydawać by się mogło, pochopną decyzją.

Jednak samo zjawisko sięga o wiele głębiej. Pomyślcie o tym, co teraz Wam powiem, a zrozumiecie, że mam rację. Po wejściu do klubu czy baru spostrzegacie ponętną brunetkę czy przystojnego szatyna. Już po kilku sekundach wyrabiacie o sobie nawzajem opinię. Może być ona pozytywna w takim znaczeniu, iż zechcecie ze sobą zamienić kilka słów i poznać się bliżej. Może także być negatywna, w skutek czego, w swoich oczach sprawiacie wrażenie ofiary losu, z którą pod żadnym pozorem nie chcecie mieć do czynienia. Ten pozornie mało istotny proces, ma ogromny wpływ na to, z jakimi osobami się zadajemy. Ponadto, determinuje nasze gusta i opinie na tematy, o których nie mamy bladego pojęcia.

Ten pozornie mało istotny proces, ma ogromny wpływ na to, z jakimi osobami się zadajemy.

Wiem, że to niesprawiedliwe, ale nie ma w tym niczyjej winy. W zależności od wierzeń, w taki sposób zostaliśmy zaprogramowani lub stworzeni. Zapewne część z Was pomyśli teraz, że jedynie faceci zostali wyposażeni w ten mechanizm. Jednak to nieprawda. Jeśli nie wierzycie, przypomnijcie sobie sytuację, gdy ostatnio staliście przed wyborem jakiegoś filmu, książki czy płyty z muzyką. Jak często oceniamy je wyłącznie po okładce. Wystarczy, że opakowanie nam się spodoba, a błyskawicznie odnosimy wrażenie, że zawartość również powinna nas pozytywnie zaskoczyć. Szukaliście kiedyś czegoś na prezent dla swoich znajomych? A może filmu na jakiejś platformie cyfrowej? Nawet filmy na YouTube wybieramy po okładce. Wystarczy, że prowadzący ma głupkowatą minę i kontrowersyjny napis, a niemal natychmiast w to klikamy.

Testarossa

Dzieje się tak między innymi dlatego, że nasz umysł dzień w dzień bombardowany jest milionami pojedynczych informacji. Jeżeli każdą z nich miałby szczegółowo analizować, nie byłby w stanie podjąć absolutnie żadnej decyzji. A zatem nasz organizm nie podjął by żadnej interakcji z otoczeniem. To prawda, w efekcie tego, że po upływie jedynie pięciu sekund podejmujemy działanie, popełniamy całą masę błędów. Niemniej jednak lepiej jest popełnić dziesięć pomyłek i pięć razy trafić, niż nie robić nic, położyć się i po prostu umrzeć. Z ewolucyjnego punktu widzenia, pierwszy wariant zdaje się być o wiele bardziej kuszący, jeśli wiecie co mam na myśli.

Testarossa

(…) lepiej jest popełnić dziesięć pomyłek i pięć razy trafić, niż nie robić nic, położyć się i po prostu umrzeć.

Niemniej jednak, tak jak wspominałem wcześniej, ten schemat ma zastosowanie także przy ocenie innych kwestii, w tym również samochodów. Niektóre z nich na pierwszy rzut oka mogą mówić nam coś zupełnie innego, od tego co faktycznie oferują. Idealnym przykładem jest Testarossa, która według większości ludzi jest sportowym autem Ferrari. Okazuje się jednak, że wcale nie jest taka sportowa. W tym miejscu zapewne Wasza dłoń wędruje w stronę kółeczka na myszce, zaś w głowie rodzi się już średnio pochlebny komentarz, w którym zawrzecie wszystkie obecnie targające Wami emocje na temat niniejszego wpisu i jego autorów. To właśnie jest efekt pierwszego wrażenia, na który daliście się nabrać. Na szczęście wiecie już, że prawdopodobnie jesteście w błędzie, dlatego uznam, że nic nie zauważyłem i po prostu będę kontynuował.

Testarossa

To prawda, oceniając po okładce, na pierwszy rzut oka widzimy sportową bestię. Niski przód, w który wkomponowane jest najseksowniejsze rozwiązanie technologiczne w branży motoryzacyjnej. Reflektory pop-up. Gdy nie są potrzebne, siedzą grzecznie schowane, nie zaburzając linii nadwozia oraz aerodynamiki. Za to po zmroku wyłaniają się znikąd, niczym broń, którą skrzętnie skrywa za marynarką tajny agent. Przepisy zabraniające ich stosowania, są zbrodnią przeciwko sztuce i dziedzictwie kultury motoryzacyjnej. Idąc wzdłuż Testarossy dostrzegamy profil, z wielkimi wlotami powietrza przykrytymi bocznymi pasami. Co poniektórzy złośliwcy zwą je tarkami do sera, co jedynie pokazuje, że zjawisko hejterstwa wcale nie powstało wraz z rozpowszechnieniem się internetu. To znak rozpoznawczy Ferrari Testarossa, który powstał ze względu na przepisy w USA. Zabraniają one odsłoniętych jakichkolwiek wlotów, bo mieszkańcy Ameryki się boją… w zasadzie boją się wszystkiego.

Testarossa

Choć raz z głupkowatych wytycznych wyszło coś fantastycznego.

Kontynuujmy naszą wycieczkę i spójrzmy na tył. Jest znacznie szerszy od przodu. To dość znany zabieg stylistyczny, mający na celu sprawić wrażenie grotu strzały. Szybkiego, rozcinającego powietrze, niczym skoczek narciarski szykujący się do skoku. W tym przypadku, wrażenie nas nie zwiedzie. Ferrari Testarossa bowiem, z całą pewnością ma czym skakać. Dwunastocylindrowy silnik ułożony centralnie może pochwalić się pojemnością 4,9 litra oraz mocą 385 koni mechanicznych. Dziś może nie wydawać się to wartością oszałamiającą, lecz na rok 1984, to był po prostu obłęd.

Testarossa

Sama jednostka napędowa pochodzi od poprzednika, czyli Ferrari BB 512i. Była także stosowana wcześniej, w modelu 512BB bez i, gdzie i oznaczało wtrysk paliwa zamiast gaźników. Sięgając dalej w odmęty historii, możemy go znaleźć w modelu 365 GT/4 BB, gdzie BB jest skrótem od Berlinetta Boxer. Bo taką właśnie jednostkę zamontowaną ma w sobie Testarossa. Dwunastocylindrowego boxera, prawda? Otóż, jak mawia klasyk, nic bardziej mylnego.

Owszem, Włosi tak nazwali sobie zarówno swoje modele jak i sam silnik. Jednak sam fakt jego płaskości nie oznacza od razu, że technicznie jest to silnik typu boxer. W rzeczywistości bowiem to V12 z kątem rozwarcia cylindrów na poziomie 180 stopni. Nie żaden boxer. Ten fakt zasługuje wyłącznie na jeden komentarz. Buon giorno Paolo! Jest trzynasta, czy tyś już wpisał model tego naszego nowego, czerwonego Ferrari a? No? Scrivi un motore boxer! Si, boxer! Zaufaj mi. I chodź na lampkę wina. Starczy tej roboty na dziś.

(…) na rok 1984, to był po prostu obłęd.

Tacy właśnie są Włosi i za to między innymi ich kochamy. Ktoś zobaczył płaską V12-tkę, ktoś inny rzucił określenie boxer, a że zbliżała się pora sjesty, to nie było czasu na roztrząsanie skomplikowanych zagadnień i niuansów technicznych. Kogo z resztą to obchodzi, skoro brzmi tak fantastycznie. W dodatku Testarossa ma go wkomponowanego w taki sposób, jak wszystkie sportowe auta. Samo nadwozie niemal krzyczy do nas, że prędkość światła jest w zasięgu jego możliwości. No i ponownie w Waszych głowach pojawia się ten tekst. Co ty mi tu imputujesz? Opisujesz od kilku akapitów sportowe Ferrari, a na koniec mówisz, że wcale nie jest sportowe? Łżesz jak pies! W porządku, musieliśmy wyciąć nieco niecenzuralnych słów z Waszych dosłownych wypowiedzi, jednak wciąż utrzymujemy to, co pisaliśmy na początku. To nie jest żaden sportowy samochód. Nie dajcie się zwieść okładce!

Testarossa

W 1973 r. pojawiło się Ferrari 365 GT/4 BB. Maszyna, która miała utrzeć nosa Lamborghini Miura, a zatem konieczne było bezkompromisowe podejście. Dwunastocylindrowy silnik ułożony centralnie był po prostu podstawą. W 1976 r. z kolei, na świat przyszło Ferrari BB 512, które wybrało się na wycieczkę za ocean. Amerykanie zjechali wóz od góry do dołu. Dla nich, przyzwyczajonych do cichych i komfortowych Gran Turismo, BB 512 było niewygodne, głośne, twarde i niskie. Innymi słowy, ultra sportowe.

Włosi wciąż mieli chrapkę na rynek północnej Ameryki, dlatego kolejny wóz przygotowali tak, aby to im pasował. Nadwozie jest szersze, aby wewnątrz było więcej miejsca. Jest także dłuższe, aby silnik nie znajdował się zaraz za plecami. W efekcie, w kabinie zrobiło się nieco ciszej. Z resztą, pomimo tego, że silnik jest płaski, to wcale nie leży na ziemi, jak to miewają w zwyczaju boxery. Wręcz przeciwnie, wisi sobie jak gdyby była to zwykła V12-tka o kącie rozwarcia 60 stopni. Pomimo, że równie dobrze mógłby leżeć na glebie.

Dla nich, przyzwyczajonych do cichych i komfortowych Gran Turismo, BB 512 było niewygodne, głośne, twarde i niskie. Innymi słowy, ultra sportowe.

Generalnie jest to typowy przedstawiciel segmentu aut typu GT z silnikiem V12 ułożonym z tyłu. I właściwie, udało się. Jankesi go pokochali. To dla nich oznaczało samochód sportowy. Jednak dla Europejczyka, Testarossa to komfortowe auto do przemieszczania się powolnym, niespiesznym tempem. Pożeracz autostrad i długich tras, w którym panuje luksus i ledwie słyszalnie pomrukuje silnik. Pytanie jednak brzmi, dlaczego utarło się w nas przekonanie, że Testarossa jest autem stricte sportowym? Otóż winnym całego zamieszania jest detektyw James Crockett, który w serialu Miami Vice wymienił czarne Ferrari Daytona na białe Testarossa. Serial był oczywiście niesamowicie popularny, u nas znany jako Policjanci z Miami. Opowiada o zabawie w policjantów i złodziei, a jak na lata 80-te przystało, obowiązkowym elementem każdego odcinka były pościgi.

Testarossa

Tak więc, naoglądaliśmy się białego Ferrari Testarossa, które wygląda jak super samochód, lata bokiem na wklepanym przy byle okazji i wydziera się w niebogłosy. W ciągu pięciu sekund, nasz mózg zaszufladkował informację i przyklepał ją pieczątką. Testarossa to auto sportowe, dziękuję, możesz dalej oglądać serial i półnagie babki. Czy to oznacza, że jest ono złym autem? Oczywiście, że nie. Jest fantastycznym, kultowym pomnikiem, jaki Włosi postawili na cześć miłości do motoryzacji. Niemniej jednak, to auto typu GT, a nie żaden super samochód stworzony do kręcenia czasów na torze. Czy można z tej historii wyciągnąć jakiekolwiek wnioski? Ależ oczywiście. Nie warto oceniać książki po okładce. Bo do prawdy, można się pierońsko przejechać. Na przykład wypisując w internecie, na łamach szanowanych portali motoryzacyjnych bzdury, jakoby Testarossa miała dwunastocylindrowego boksera pod pokrywą silnika. A wystarczy przeczytać krótki artykuł na dowolnej, poważnej stronie w internecie, który wprost mówi, że to V12-tka ze 180-cio stopniowym kątem rozwarcia cylindrów.

Prowadził Grzegorz Chęciński,
tuningował Mateusz Kania.

Wpis napędzany przez ekipę Moto Z innej Perspektywy | MZiP.

Źródło zdjęć: Wheelsage
Garaż Ferrari

4 Comments

  1. „… można się pierońsko przejechać. Na przykład wypisując w internecie, na łamach szanowanych portali motoryzacyjnych bzdury, jakoby Testarossa miała dwunastocylindrowego boksera…” – a gdzie to tak jest?

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Dużo nowości, wystarczy wybrać.